Zaksa Kędzierzyn pokonała w finale Skrę 3:0 (25:18, 25:14, 26:28), ale wynik nie ma większego znaczenia, bo do startu ligi jeszcze trzy tygodnie i zespoły na razie są na etapie zgrywania się i budowania formy. Dotyczy to szczególnie Sandera w Skrze, który miał nienormalnie długą przerwę. Uważany za jednego z najlepszych przyjmujących na świecie, liczący 28 lat i mierzący 196 cm siatkarz, po karierze akademickiej w Stanach (mormońska uczelnia Brigham Young) kolejne lata spędził we Włoszech, w Katarze, w Chinach i w Brazylii. Ostatnim klubem, w którym grał była brazylijska Sada Cruzeiro, ale przed poprzednim sezonem podczas gry w kadrze odniósł poważną kontuzję barku wyłączającą go na cały rok. To dlatego nie doszła do skutku jego umowa z Dynamem Moskwa.
Zaksa Kędzierzyn kontra Skra Bełchatów w... Lidze Mistrzów. Znamy składy grup
Sander nie ukrywał radości po debiucie w Polsce: – Zagrałem pierwszy mecz od prawie roku. Fajnie było wrócić na boisko, tym bardziej że mam za sobą dużo ciężkiej pracy, wykonanej, by ponownie grać w siatkówkę. Bardzo się z tego cieszę, tak samo jak z gry w nowej drużynie, w nowym klubie. Czuję się dobrze, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu, bo miałem tylko jeden trening z atakiem przed tym meczem. Będę kontynuował pracę, by się wzmacniać i by mój bark wrócił do pełnej sprawności – podkreślił Amerykanin typowany na największa gwiazdę PlusLigi w nadchodzącym sezonie.