"Klątwa ćwierćfinału" - to sformułowanie jest odmieniane przez fanów polskiej siatkówki przez wszystkie przypadki. Od 2004 roku począwszy bowiem na każdych kolejnych igrzyskach olimpijskich "Biało-czerwoni" odpadają z turnieju na etapie właśnie najepszej ósemki. Tym razem miało być inaczej, ale w Tokio zbyt silna okazała się Francja. W 2008 roku natomiast, kiedy część drużyny narodowej stanowił m.in. Marcin Możdżonek, kadrowicze odpadli z Włochami.
W rozmowie ze "sport.pl", były gwiazdor reprezentacji Polski następująco wspomina porażkę w Chinach: - Wtedy w Pekinie pamiętam, że poziom złości był w nas bardzo duży. Ja sfrustrowany połamałem wtedy nawet jedną z band reklamowych. Dziennikarze wszystkiego nie widzieli, nie byli w naszych głowach i pewnie też nie rozumieli. Może w Chinach nikt nie płakał, ale proszę mi wierzyć, że rozgoryczenie, złość czy szok były wtedy olbrzymie.
Zobacz też: Vital Heynen nie wytrzymał. W jego oczach stanęły łzy, wszystko przez kibiców
I dodał: - Ja leciałem na tamte igrzyska jako młody 22-letni chłopak. Patrzyłem, z jakim rozmachem się to wszystko odbywa. Jaki jest tego koloryt, jaka ranga, byłem pod wrażeniem igrzysk i nagle ta kolorowa bańka pękła. Jakby świat się zatrzymał. Wszystko nie było już kolorowe tylko szare, czy nawet czarne. To naprawdę była dla nas tragedia. Za mną to, co tam się stało, ciągnęło się przez całą siatkarską karierę. Nie raz, nie dwa ten nieszczęsny ćwierćfinał się śnił, był jak powracający koszmar.