To niepojęte, że zespół, który lał wszystkich przez pierwszą część sezonu, tak zgasł w kluczowym momencie. Nie da się tego zrozumieć, podobnie jak decyzji Anastasiego, by w meczu o wszystko Wilfredo Leon został... przesunięty na ławkę rezerwowych! Polski Kubańczyk, który sam pewnie nie pamięta, kiedy w meczu o wielką stawkę nie było go na placu od pierwszego gwizdka, na dłużej wszedł do gry dopiero w czwartym secie, gdy jego zespół przegrywał 1:2. Jeśli to był pomysł taktyczny, to zadziwiający, a jeśli związany z jakąś niedyspozycją, to zastanawiające, tym bardziej że po wejściu Leon do gry nie pokazywał niczego, co by sugerowało, iż nie jest w pełni sił.
Leon i Semeniuk bez formy
To prawda, że Leon i Semeniuk nie są w formie, że w ostatnich tygodniach obaj zaliczają gorsze występy – dotyczy to głównie „Semena”. Mimo to, Anastasi wystawił Kamila od początku poniedziałkowego meczu, natomiast fakt, że Leon pozostawał długi czas na ławce, był kompletnie zaskakujący. I w tym meczu o życie nie prezentowali wybitnej klasy, bo dobre zagrania przeplatali dużymi błędami. Semeniuk nie wygląda na pewnego siebie, jest cieniem gracza sprzed roku, który rządził w Europie. Leon też nie błyszczy w ostatnich tygodniach, znikł gdzieś ten błysk geniuszu, dzięki któremu potrafił sam wygrywać mecze.
W Perugii polecą głowy
Kryzys przytrafił się Perugii w najgorszym możliwym momencie. Nawet za czasów poprzednich trenerów, Nikoli Grbicia i Vitala Heynena, klub docierał do finału, ale nie wygrywał. Szkoleniowcy tracili posadę. Teraz nie ma Perugii nawet w czwórce Serie A! Można sobie wyobrazić, że ekscentryczny prezes Gino Sirci zrobi za chwilę w klubie trzęsienie ziemi o gigantycznej magnitudzie, polecą głowy, a pierwszy do ścięcia będzie oczywiście Anastasi.