Siatkówka, Liga Mistrzów, Zaksa Kędzierzyn, Zenit Kazań, Nikola Grbić, trener, zespół, siatkarze

i

Autor: CEV Trener Nikola Grbić i jego podopieczni z Zaksy w półfinale LM z Zenitem Kazań

Trener Zaksy Nikola Grbić dla „SE”: Po ostatnim gwizdku z Zenitem nie mogłem złapać tchu [WYWIAD]

2021-03-26 5:30

Niespełna 48-letni Nikola Grbić był wybitnym rozgrywającym, mistrzem olimpijskim, mistrzem Europy i wicemistrzem świata, ale nie osiągał dotychczas sukcesów jako trener klubowy. Wyniki Zaksy Kędzierzyn pod jego wodzą i awans do finału Ligi Mistrzów po wyeliminowaniu potęg z Civitanovy i Kazania, przechodzą oczekiwania i powodują, że wielu zazdrości nam takiego szkoleniowca. Podobno chrapkę na Serba mają szefowie Perugii, ale Grbić niedawno przedłużył umowę z kędzierzyńskim klubem, takie rozwiązanie wydaje się więc mało prawdopodobne. – Potrafimy zagrać najlepiej, kiedy to „najlepiej' jest najbardziej potrzebne w kluczowym momencie spotkań. To cechuje najmocniejsze zespoły – mówi w wywiadzie dla „Super Expressu” opiekun polskiego finalisty LM.

– Kilka minut po wywalczeniu awansu do finału kamera telewizyjna pokazała pana siedzącego na uboczu ze smutnym obliczem. Gdyby ktoś nie znał wyniku, pomyślałby, że Zaksa właśnie odpadła z Ligi Mistrzów...

– Kiedy wejdziesz w mecz tak głęboko, że żyjesz nim całym sobą, nie jest łatwo okazywać emocje, a przecież ja w ogóle nie jestem znany ze zbyt wybuchowych reakcji. Różne rzeczy kołatały mi się po głowie, bo przecież tyle się właśnie wydarzyło, że ciężko mi to było poskładać w sensowną całość. Piłki meczowe przestałem liczyć po piątej... Mogliśmy skończyć mecz dużo wcześniej, skończyliśmy tak jak wszyscy widzieli. Muszę przyznać, że jako gracz zupełnie inaczej przeżywałem takie chwile niż jako trener. Po ostatnim gwizdku starcia z Zenitem niemal nie mogłem złapać tchu, czułem się jakiś pusty w środku. Wszystko przeżywałem wewnętrznie. Wiadomo, że nie okazuję zwykle gwałtownych uczuć, staram się na wszystko patrzeć racjonalnie. Chcę kontrolować to, co się dzieje w danym momencie na parkiecie i pilnować tego, co powinni robić moi zawodnicy, a to wymaga skupienia i koncentracji. Kiedy przychodzi koniec meczu, nie jest mi łatwo od razu się przestawić na inny tryb.

Ile zarobiła Zaksa Kędzierzyn po awansie do finału Ligi Mistrzów? Policzyliśmy

– Jako siatkarz czułby się pan w trakcie takich spotkań mniej spięty niż jako szkoleniowiec?

– Kiedy byłem zawodnikiem, miałem bezpośredni wpływ ma to, co się działo na boisku. Sam mogłem zmienić przebieg akcji czy wynik. Jako trener mogę się tylko przyglądać z boku i liczyć, że moi gracze dobrze wykonają zadanie. Mogę powiedzieć im wszystko, przygotować ich na wszystko, ustawić ich taktycznie, ale sam nie mogę zrobić tego, co zrobić muszą oni. Pozostaje mi samo patrzenie na rozwój wypadków i to jest najtrudniejsze. Kiedy zawodnicy nie robią tego, co sobie ustaliliśmy, to wewnątrz cały płonę, ale nie okazuję tego. Nauczyłem się, że takie podejście jest najwłaściwsze. Wydrzeć się na siatkarzy byłoby bardzo łatwo. Moja frustracja w niczym nie pomoże podopiecznym. Cały ten bagaż stresu muszę nieść sam, nie mogę się nim dzielić z zespołem.

– To był najbardziej dramatyczny mecz, w jakim pan brał udział w roli trenera lub siatkarza?

– W sumie w tym sezonie mieliśmy już za sobą sporo spotkań o takim przebiegu, że przypomnę pięć meczboli Zenitu w Kazaniu, czy złotego seta z Lube. Gdyby Kazań pokonał nas u siebie 3:0, nie mógłbym mieć wielkich pretensji do moich graczy. Wtedy w Kędzierzynie już po dwóch przegranych setach odpadlibyśmy z rozgrywek. Takich momentów nazbierało się, także w czasie mojej pracy z drużyną narodową Serbii. Gdybym miał wskazywać te najmocniej zapadające w pamięć, to z pewnością mecz z Zenitem w Kędzierzynie znalazłby się w czołowej trójce niesamowitych zawodów, w jakich przyszło mi uczestniczyć. Przyjemność rozstrzygnięcia takich meczów na swoją korzyść jest niezrównana.

Znamy rywala Zaksy Kędzierzyn w finale Ligi Mistrzów siatkarzy. Starzy znajomi! [WIDEO]

– Kiedy giganci europejskiej siatkówki są pokonywani przez Zaksę jeden po drugim po złotym secie różnicą dwóch punktów, to poza suchym wynikiem oznacza to także, że wasz zespół bez przerwy rośnie i dojrzał do rzeczy wielkich?

– Absolutnie. I to nie wydarzyło się w środę w meczu z Zenitem. To efekt wieloletniej budowy tego teamu. A kiedy wychodzisz obronną ręką z trudnych momentów, mówię tu nie tylko o Lidze Mistrzów, to potężnie rośnie pewność siebie. Zaczynasz wierzyć, że możesz wyjść z najgorszych opresji, sytuacji, które wyglądają na beznadziejne. W Kędzierzynie trwał rok po roku proces tworzenia zespołu. Osiągnęliśmy teraz taki poziom, że możemy pokonać każdego. Dowodem jest wyeliminowanie europejskich potęg, Lube i Zenitu, i to w takich, a nie innych okolicznościach.

Atakujący Zaksy Łukasz Kaczmarek po awansie do finału Ligi Mistrzów: Jedziemy na majówkę do Werony!

– Jeśli wyrzuciło się z Ligi Mistrzów takich hegemonów, to znaczy, że nie ma na horyzoncie nikogo, kto byłby w stanie pokonać Zaksę?

– Ależ oczywiście, że można nas pokonać. Tylko że to, czy damy się zwyciężyć, moim zdaniem zależy głównie od nas samych. Nie ma znaczenia, kto jest po drugiej stronie siatki. Jeśli ktoś oglądał pierwszego seta ćwierćfinału przeciwko Ślepskowi Suwałki, to widział, że ambitny rywal może zrobić nam krzywdę, jeśli nie gramy swojej siatkówki. Brak koncentracji, gorsze akcje, nie dość uważna i agresywna gra, i możemy się pożegnać z wygraną. Różnica pomiędzy nami a wieloma drużynami nie jest tak gigantyczna jak się może wydawać. To, co sprawia, że jesteśmy górą, łatwo wskazać: potrafimy zagrać najlepiej, kiedy to „najlepiej' jest najbardziej potrzebne w kluczowym momencie spotkań. To cechuje najmocniejsze zespoły.

Siatkówka, Liga Mistrzów, Zaksa Kędzierzyn, Zenit Kazań, siatkarze, Aleksander Śliwka, David Smith, Mateusz Zawalski, radość

i

Autor: CEV Radość siatkarzy Zaksy: Aleksandra Śliwki (z lewej), Mateusza Zawalskiego (w środku) i Davida Smitha (z prawej)

– A jeżeli ktoś powie: wyeliminowaliście dwa wielkie kluby, a Itas Trentino, wasz finałowy rywal, nie jest już tak mocny, to co pan na to?

– Nie zgodzę się kategorycznie. Jeśli słyszę taką opinię, to znaczy, że wypowiadający ją niewiele wie o siatkówce. Zespół, który odprawił Perugię, nie może być słaby. Mają jednego z najlepszych rozgrywających i atakujących na świecie, niesamowicie mocnych środkowych, brazylijskiego mistrza olimpijskiego. W Trentino jest wiele indywidualności i świetny trener. Twierdzenie, że Itas jest na niższym poziomie niż Lube czy Kazań, to błąd. Dodam do tego, że w finale rozegramy tylko jeden mecz, a nie dwa. Nie możesz odrobić strat.

– Pojawiły się już nawet żarty, że to dla was problem, bo nie będzie złotego seta...

– Ale za to nam zawsze wychodził dobrze pierwszy mecz. Ktoś skomentował, że najlepiej byłoby trafić na Perugię, która z kolei w otwierających spotkaniach zawodziła. Ja mogę tylko mieć nadzieję, że w finale będziemy zdrowi, gotowi i w równie dobrej formie jak obecnie. Teraz jednak musimy się skupić wyłącznie na dokończeniu play-off PlusLigi. Przyjdzie czas na przygotowania do meczu w Weronie.

Rozgrywający Zaksy Ben Toniutti dla „SE”: Kto chce nas pokonać, musi się wznieść na wyżyny

– Szczerze, z ręką na sercu: jest pan zaskoczony, że dokonaliście w tym sezonie tak wielkich rzeczy i zaszliście tak daleko?

– Nie nazwałbym tego zaskoczeniem, bo zdawałem sobie sprawę, że mamy odpowiednią jakość siatkarską. Mogłem mieć nadzieję, że to się przełoży na dobre rezultaty. Jeśli jednak mam mówić o mocnych niespodziankach, to nikt nie zaskoczył mnie bardziej niż Kamil Semeniuk. Swoją niezmienną dojrzałością, równą i coraz lepszą grą przeciwko najmocniejszym przeciwnikom z możliwych. To w sumie przecież niedoświadczony zawodnik, któremu jednak nie brakuje nawet odrobiny do uznanych sław pod względem prezentowanej dyspozycji. To jak sobie radzi w wymagających akcjach, jest niewiarygodne. Na pewno Kamil okazał się o wiele lepszym graczem niż mogłem sobie to wyobrazić. Generalnie mam zespół, który żyje siatkówką cały czas, interesuje się nią nie tylko w momencie wykonywania obowiązków w klubie, śledzi wyniki. A przy tym wszyscy pomagają sobie nawzajem po to, by osiągać sukcesy. To najlepsza grupa, z jaką pracowałem.

– Semeniuk jest już gotowy do grania na igrzyskach w Tokio?

– Nie wiem, co więcej jeszcze miałby pokazać, by na to zasłużyć i przekonać do siebie. Ten facet w meczach Ligi Mistrzów z absolutną czołówką światową radzi sobie jak stary wyga, nie jest statystą, tylko bohaterem. Kto jak nie on zdobył 27 punktów w Kazaniu, kto jak nie on dewastował rywali po drugiej stronie siatki w najważniejszych akcjach? Jeżeli ktoś tego nie zauważa, to znaczy, że nie wie nic o tej dyscyplinie. Zgodzę się, że tacy siatkarze jak Leon i Kubiak są bardziej doświadczeni na poziomie międzynarodowym, ale Semeniuk prezentuje wszelkie walory, jakie powinien posiadać gracz reprezentacji olimpijskiej na Tokio.

– Co pan powiedział siatkarzom po awansie do finału Ligi Mistrzów?

– Nie mieliśmy żadnego oficjalnego spotkania. Poza tym nie było wiele do gadania, wszyscy widzieli, co się wydarzyło. Wypiliśmy po piwie w szatni, oglądaliśmy drugi półfinał, chłopcy siedzieli w telefonach, odpowiadając na miliony wiadomości. To był moment prywatności i niedobrze byłoby to psuć przemowami.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze