Trenera rozlicza się przede wszystkim z wyników, a te Belg w reprezentacji Polski ma znakomite. Po kilku miesiącach pracy doprowadził kadrę do złotych medali mistrzostw świata, a niespełna rok później biało-czerwoni wywalczyli brąz podczas Ligi Narodów. I to w dodatku nie grając na turnieju w możliwie najmocniejszym składzie. Po drodze nie brakowało jednak zaskakujących decyzji Heynena.
Burzę w mediach belgijski szkoleniowiec wywołał swoją ostatnią decyzją. Dość niespodziewanie wyjechał przed ostatnim meczem Polaków w Lidze Narodów i udał się do Zakopanego, gdzie trenowali podstawowi zawodnicy kadry. Oliwy do ognia dolały słowa prezes PZPS, Jacka Kasprzyka na antenie Polsatu Sport. Działacz stwierdził, że nie dostał żadnej informacji od Heynena przed wylotem. Kilka dni później okazało się, że była to złośliwość rzeczy martwych i wiadomość do prezesa po prostu nie dotarła.
Heynen do całej sytuacji postanowił odnieść się w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". - Nie było ani jednego momentu, w którym pomyślałem, że mógłbym zostać dłużej w Chicago. Jeżeli czegoś miałbym żałować, to raczej tego, że nie wróciłem szybciej do Polski. Beze mnie na ławce zespół osiągnął coś fantastycznego (...). W tym przypadku wynik pokazuje, że dokonałem właściwego wyboru - stwierdził Belg.
Trener reprezentacji Polski wyjaśnił również przyczyny takiej decyzji. - Gdy byłem w Chicago, rozmawiałem w środku nocy z moimi asystentami przebywającymi w Zakopanem. Oni opowiadali mi, jak wygląda sytuacja w zespole. Dzielili się swoimi spostrzeżeniami, a ja czułem, że to nie to samo, co być tam i widzieć wszystko na własne oczy. Jestem trenerem, dla którego ważny jest każdy detal, zachowanie zawodnika w różnych sytuacjach. Bycie z zespołem oznacza dla mnie, że obserwuję siatkarzy podczas śniadania i zwracam uwagę na to, jak konkretny gracz reaguje po tym, jak na treningu uderzy piłkę w aut. To wszystko mnie ominęło. Martwiłem się, że jestem zbyt długo daleko od drużyny przygotowującej się w Polsce - powiedział Heynen.
Polecany artykuł: