Lee Richardson nie żyje. Żużlowiec zmarł po upadku na torze

2012-05-14 10:04

To miała być kolejka wielkich emocji sportowych, tymczasem skończyło się śmiertelnym wypadkiem. Na żużlowym torze we Wrocławiu fatalny w skutkach upadek zaliczył zawodnik Marmy Rzeszów Lee Richardson. Zahaczył o motor rywala, stracił panowanie nad swoją maszyną, po czym uderzył z impetem w bandę. Pechowca natychmiast zabrano do szpitala, ale lekarzom nie udało się go uratować.

Do tragedii doszło podczas trzeciego biegu meczu między miejscową Spartą a Marmą. Już pierwsze wiadomości ze szpitala mówiły o poważnych obrażeniach Anglika, który od 1999 r. jeździł w polskiej lidze.

Stwierdzono m.in. masywny krwotok w klatce piersiowej i problemy z oddychaniem. Richardson zmarł na stole operacyjnym.

Kiedy wiadomość o dramacie we Wrocławiu podano podczas rozgrywanego wczoraj wieczorem meczu kolejki Ekstraligi Stal Gorzów - Falubaz Zielona Góra, zawody początkowo przerwano. Jednak mimo że nie wszyscy zawodnicy myśleli w tym momencie o sporcie, spotkanie zdecydowano się kontynuować. Na znak protestu sprawozdawcy TVP Sport przerwali swoją pracę i pozostawili obraz bez komentarza...

Ostatecznie sędziowie poszli po rozum do głowy i przerwali rywalizację.

Najnowsze