Opłata za superlicencję (prawo jazdy na bolid Formuły 1) jest obowiązkowa. Kłopot w tym, że wzrosła o 600 procent! Teraz najlepsi kierowcy muszą za rok startów zapłacić blisko milion złotych (opłata zależy od ilości punktów zdobytych w poprzednim sezonie).
Nic dziwnego, że Zrzeszenie Kierowców F1 ostro protestuje i rozważa nawet zorganizowanie strajku. Do tej pory tylko trzech zawodników wykupiło prawo jazdy. A Mosley ostro atakuje tych, którzy płacić nie chcą.
- Poza F1 jest wiele serii wyścigowych. Jak ktoś nie chce płacić za superlicencję, może jeździć gdzie indziej - mówi. - Kierowcy F1 należą do najlepiej zarabiających ludzi na świecie. Nic im się nie stanie, jeśli zapłacą jeden procent dochodów na poprawę bezpieczeństwa na torach.
Problem w tym, że w niektórych przypadkach superlicencja będzie kosztowała znacznie więcej niż jeden procent. Robert Kubica, który w poprzednim sezonie zarobił 3 mln euro (13,8 mln złotych), ma zapłacić prawie 800 tysięcy złotych za prawo jazdy. To prawie 6 procent jego dochodów!
- Trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie tej sytuacji - mówi polski kierowca, który musi oddać największy procent ze wszystkich kierowców F1. Bo z czołowych kierowców, którzy zdobyli w poprzednim sezonie wiele punktów, wciąż zarabia najmniej. - Czy dojdzie do strajku? Nie wiem... My jesteśmy gotowi do rozmów - deklaruje Polak.