O historii Rafała pisaliśmy wielokrotnie - w marcu ub. roku piłkarz spadł ze schodów i uszkodził rdzeń kręgowy. Wciąż ma problemy z chodzeniem i jest częściowo sparaliżowany.
- Od klatki piersiowej w dół nie czuję nic, nawet temperatury. Odczuwam za to ogromne pieczenie w brzuchu, mam problemy neurologiczne. Wciąż uczę się z tym żyć - mówi Kosiec, który w poniedziałek spotka się z prof. Markiem Haratem, lekarzem, który operował Golloba. - Nie mam wielkich nadziei, że mi pomoże, ale zobaczymy. Zostawię też profesorowi swój numer, by przekazał panu Tomaszowi. Chciałbym mu coś doradzić - tłumaczy Rafał.
Miesiąc temu pojawiła się informacja, że Gollob może poddać się terapii komórkami macierzystymi w jednej z zagranicznych klinik, a leczenie chce mu sfinansować biznesmen i przyjaciel żużlowca Grzegorz Ślak. - Pan Tomasz nie powinien się zastanawiać, jeśli szybko z tego nie skorzysta, to będzie żałował za jakiś czas - przewiduje Kosiec, który komórkami macierzystymi z krwi pępowinowej zaczął być leczony 7 miesięcy po wypadku. - Lekarze odradzali mi to leczenie, ale to wynika z tego, że to wciąż jest testowane, a nie zarejestrowane jako lek. Komórki z pępowiny pomagają na 100 proc. Rozumiem lekarzy, że mają obawy przed czymś, co jest w fazach testów, ale gdyby mieli problem z załatwianiem się, wzwodem czy brakiem seksu, to łapaliby się wszystkiego - mówi Rafał, który dzięki drogiej terapii (jedna seria kosztuje 12-18 tys. zł) odczuwa mniejszy ból i czuje się lepiej fizycznie.
Jeśli 5 czerwca Koścowi udałoby się spotkać z Gollobem, chciałby mu powiedzieć jeszcze jedno:
- Pan Tomasz przejdzie przez piekło psychiczne i musi być na to gotowy. Ja miewałem różne myśli, łącznie z tymi samobójczymi. Nawet jeśli będzie mu pomagał cały świat, tylko on musi sobie to wszystko poukładać w głowie, bo nikt nie wie, jak to jest nie móc się załatwić albo chodzić. Będę trzymał za niego kciuki.