"Super Express": - Dlaczego zdecydowałeś się na powrót?
Albert Sosnowski: - Otrzymałem kuszącą propozycję od promotora Wawrzyka Andrzeja Wasilewskiego, przemyślałem wszystko i się zgodziłem. Uznałem, że skoro ciągle trenuję, to warto spróbować jeszcze raz. Długo nie nacieszyłem się emeryturą (śmiech).
- W marcu mówiłeś, że kończysz karierę, bo trenuje ci się dużo ciężej niż kiedyś.
- Jest ciężej, ale te treningi wciąż są na wysokim poziomie, dlatego nie mam obaw o swój organizm.
- Wielu kibiców twierdzi, że powrót na ring będzie zamachem na twoje zdrowie.
- Tak twierdzą tylko ci, którzy nigdy nie byli w ringu. Jestem doświadczonym pięściarzem i wiem, jak się bronić oraz jak dbać o swoje zdrowie. Z całym szacunkiem, ale Andrzej Wawrzyk to też nie jest Witalij Kliczko, żebym musiał się bać. Wiem, jak mam walczyć.
- Zadecydowały też aspekty finansowe?
- Uprawiam sporty walki całe życie, dlatego chcę znowu spróbować, ale nie ukrywam, że o powrocie decydowały też inne sprawy, nie tylko chęć sprawdzenia się. Boks to nie tylko wyzwania czysto sportowe, ale też biznes.
- Faworytem walki będzie jednak Wawrzyk.
- I bardzo dobrze! On musi, ja mogę, dlatego podejdę do tego pojedynku na luzie, bez presji. Andrzej miał papiery na wielkie boksowanie, ale jego karierę zahamował poważny wypadek samochodowy. Chcę pokazać dobry boks. Będę walczył o zwycięstwo!
- Walka z Wawrzykiem będzie twoją ostatnią?
- Zobaczymy, jak się zaprezentuję, o definitywnym końcu kariery pomyślę dopiero po walce z Wawrzykiem. Nie wykluczam dalszego boksowania.