"Super Express": - Jak się czujesz? Czy wiadomo już, kiedy wrócisz na ring?
Artur Szpilka: - Czuję się już dobrze, w poniedziałek ściągam gips z ręki i biorę się do ciężkiej pracy. Właściwie to już trenuję na pełnych obrotach, tylko nie mogę używać lewej ręki. Na ring wracam prawdopodobnie 8 grudnia.
- Następny rywal nie będzie chyba zbyt wymagający?
- Oczywiście, będzie to walka na przetarcie. Mimo wszystko, to była poważna kontuzja i w pierwszym starciu nie można spodziewać się kogoś wymagającego.
- To będzie walka czterorundowa?
- Może być, ale to nic nie zmienia, bo mój rywal i tak dłużej by nie wytrzymał (śmiech). Mój promotor obiecał, że na początku przyszłego roku zorganizuje mi walkę z kimś naprawdę wielkim. O szczegółach nie chcę na razie mówić, ale zapewniam, że kibice się nie zawiodą.
- Podobno zamierzasz zmienić wizerunek. Koniec ze "złym chłopcem", jakiego znamy?
- Faktycznie, powinienem się trochę uspokoić i podchodzić z większą pokorą do kolejnych pojedynków. Będzie mi ciężko to zmienić, bo ja zawsze mówię to, co myślę, ale będę nad tym pracował. Jeśli jednak by doszło do starcia z panem A., to wtedy na pewno nie będę cicho.
- Ten pan A. to Adamek?
- Nic więcej nie powiem, mój promotor zabronił mi się wypowiadać na jego temat.
- Mimo młodego wieku miałeś już kilka poważnych kontuzji. To mogą być niepokojące znaki, że coś jest z tobą nie tak?
- W tym sporcie kontuzje są nieuniknione. Ja się nigdy nie cofam i jestem przyzwyczajony, że spadają na mnie ciosy. Te kontuzje były jednak przypadkowe, nie przejmuję się tym. Wierzę, że najgorsze jest za mną.