- Chyba ten czeski czołg był trochę zardzewiały - śmieje się Głowacki w rozmowie z "Super Expressem". - Niby parł do przodu, ale w ogóle nie zadawał groźnych ciosów. Kilka razy mnie trafił, ale nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia.
Przeczytaj koniecznie: PIĘKNA bokserka - Karolina Owczarz przechodzi na zawodowstwo
Decydujące znaczenie dla wygranej Głowackiego miały uderzenia na wątrobę. - Kiedy je dostawał, robił głupie miny i się uśmiechał, ale na takie uderzenia nie ma cwaniaka. Musiał w końcu paść - opowiada Głowacki.
Bokser z Wałcza samokrytycznie ocenia, że mimo zwycięstwa popełnił kilka błędów.
- Zbyt nisko trzymam gardę. Zdecydowanie za często zdarza mi się lekceważyć przeciwników. Do tej pory jeszcze nie zostałem ukarany, ale muszę się zmienić, bo w końcu pojawi się ktoś, kto mnie ukarze - podkreśla.
Za miesiąc Głowacki ma walczyć na gali w Warszawie, na której gościem będzie słynny Mike Tyson.
- Kiedyś obejrzałem walkę Tysona z Andrzejem Gołotą i zdecydowałem, że zostanę bokserem. To mój idol. Chciałbym się przed nim pokazać. A potem walczyć z poważniejszymi rywalami i o poważne pasy. A nie paski od spodni - żartuje.