"Diablo" powalił Australijczyka w 11. rundzie, łamiąc (dosłownie) jego szczękę potężnym lewym sierpowym. Wygrał przed czasem w tym starciu, choć sam w 5. rundzie zainkasował mocny cios, po którym ugięły się pod nim nogi.
Przeczuwał nokaut
- Rzeczywiście, jak dostałem ten lewy prosty, to delikatnie mną trząchnęło. Doszło do mnie wtedy, że trzeba się brać do roboty, bo ta walka nie może dłużej trwać. Zresztą, już w szatni, przed walką, czułem, że wygram przez nokaut. Szkoda, że nie nagrałem jakiegoś filmiku z taką deklaracją, bo teraz mi i tak nie uwierzycie - śmiał się Włodarczyk.
Opieprz od trenera
Przed wyjściem do jedenastego starcia trener Fiodor Łapin wrzasnął na niego. "Co ty kur... robisz?!" - Reprymenda podziałała. "Diablo" wyszedł na ring i brutalnie znokautował rywala, łamiąc mu nie tylko szczękę, ale i nos. - Delikatnie mówiąc, trener się wkurzył, że jestem taki spokojny - uśmiecha się Włodarczyk. - Powiedział, co o tym sądzi i dobrze. Bo ze mną tak jest, że czasem trzeba na mnie wrzasnąć.
"Diablo" dopiero się zaczyna
Wygrana z Greenem może być punktem zwrotnym w karierze Włodarczyka. Jeszcze niedawno pięściarz miał problemy. Po przedawkowaniu leków trafił do szpitala, wielu mówiło, że się skończył.
- "Diablo" ma 30 lat i jego kariera dopiero się zaczyna. Jest takim śpiącym zabójcą, który może wygrać z każdym - deklaruje.
Na razie jednak nie wiadomo, z kim skrzyżuje rękawice w następnej walce. Być może z Royem Jonesem Juniorem, może z Antonio Tarverem, może w unifikacyjnym pojedynku z czempionem WBO Marco Huckiem.
- Mnie jest to obojętne. A zmiana kategorii wagowej na ciężką? Też tego nie wykluczam, ale jeszcze nie teraz. Może za rok, dwa - podsumowuje "Diablo".