"Super Express": - Z czym kojarzy ci się Rzym?
Kamil Szeremeta: - Kiedyś byłem w Watykanie i akurat papież Benedykt XVI pozdrowił Polaków. To było niesamowite przeżycie. Nie podniecam się jednak Rzymem, nie planuję zwiedzania, bo najbardziej kocham swój kraj i swoje miasto Białystok. To będzie veni, vidi, vici – zdobędę pas i szybko wracam z nim do ukochanej żony Ani i córeczki Amelki.
- Jak bardzo zmieniło się twoje życie po narodzinach Amelii?
- O 180 stopni. Dotychczas moje życie kręciło się wokół kilku rzeczy, a teraz liczą się tylko żona i córeczka. Córeczka dała mi mocnego kopa motywacyjnego.
- Dużo opowiadasz o swojej żonie.
- Kiedyś myślałem, że bycie bokserem to ciężki zawód, bo dostajesz w łeb, wylewasz hektolitry potu i musisz trzymać dietę, ale bycie matką jest o wiele trudniejsze. Moja Ania śpi po 3 godziny dziennie, a rano wstaje uśmiechnięta, bo widzi nasze dziecko. To coś pięknego. Kocham ją nad życie i nie zamieniłbym na żadną inną. Chciałbym, żeby każda matka na świecie była taka, jak moja żona.
- Trudno żyje ci się w Warszawie bez rodziny?
- Widujemy się tylko w weekendy, ale nie rozmyślam o tym, jak bardzo tęsknię za rodziną, bo bym zwariował. Żona zapewnia, że wie, że robię to dla nich. Jest dla mnie olbrzymim wsparciem. Musiałem wyjechać z Białegostoku, bo tylko przy trenerze Fiodorze Łapinie mogę odnieść jakiś sukces i zarobić pieniądze.
- A propos pieniędzy – inwestujesz?
- Kupiłem dwa mieszkania, może będzie trzecie. Jedno z nich właśnie remontuję.
- Jak wyglądały twoje przygotowania?
- Do tej walki trenowałem praktycznie od maja, bo ciągle był przekładany termin. Za mną najcięższe przygtowania w życiu, przeszedłem treningowe piekło i chcę to pokazać w ringu.
- Włosi są znani z nieczystych zagrywek. Nie obawiasz się walki na wyjeździe?
- Co by nie zrobili to i tak mnie nie wyprowadzą z równowagi. Mam obrany cel i muszę go spełnić. Opuszczam - jak to się teraz ładnie mówi - własną strefę komfortu, bo wiem, że w Polsce nie byłoby szans na taką walkę.
- Złośliwi twierdzą, że ciężko ci będzie wygrać, skoro nie nokautujesz (2 k.o. w 16 walkach – red.).
- Sergio Mora też nie nokautował, a był mistrzem świata. Najważniejsze, że nie mam żadnej porażki. Z trenerem Łapinem pracujemy, by poprawić współczynnik nokautów i wierzę, że one przyjdą.
- Z czego wynika ich brak?
- Nokautuje się ciosem niewidocznym, niespodziewanym, a nie silnym. Ja wkładam w każdy cios dużo siły, chcę urwać głowę rywalowi i te ciosy są widoczne. Może tu tkwi problem?
- Początkowo miałeś walczyć z Emmanuelem Blandamurą, ale zmienił ci się rywal.
- Ucieszyłem się z tej zmiany, bo Goddi będzie bardziej mi pasował. Nie jest taki lotny na nogach jak Blandamura, nie ucieka w ringu i łatwiej będzie go trafić. Przywiozę ten pas z ziemi włoskiej do Polski!
Zobacz również: Maciej Sulęcki gotowy na walkę z Danielem Jacobsem. Polski wojownik podbije Nowy Jork?