Tego nie spodziewał się nikt. 16 sierpnia na gali w Międzyzdrojach Cieślak miał zmierzyć się z Krzysztofem Szotem (36 l., 18-14-1, 5 k.o.), a w dalszych planach był jego pojedynek z odwiecznym wrogim Rafałem Kaczorem (32 l., 2-0), który przed wielu laty ranił go nożem na obozie kadry. Nagła decyzja o zakończeniu kariery rujnuje te plany, ale 29-letni bokser tłumaczy wszystko w rozmowie z "Super Expressem" i Gwizdek24.pl.
- Jestem po ciężkich wypadkach, wiele przeszedłem. Pęknięta czaszka, wstrząs mózgu, połamane barki i kilka ringowych wojen. To wszystko się skumulowało i dziś nie jestem już dawnym sobą. Czułem to już podczas ostatniej walki w Arłamowie. Odporność nie jest już taka jak kiedyś. Przebadałem się i rezonans magnetyczny niczego nie wykazał, ale ciało daje mi znaki, coraz gorzej jest na sparingach. Kręci mi się w głowie i po prostu źle się czuję – wyjaśnia „Skorpion”.
Zobacz też: Zaskakująca decyzja! Polski bokser zakończył karierę
- Lekarze już dawno mówili, że powinienem dać sobie spokój z boksem, ale ja szybko wróciłem po groźnym wypadku motocyklowym i walczyłem dobrze. Dlatego jest mi dziś niezmiernie przykro, jestem podłamany całą tą sytuacją. Miałem duże plany, marzenia - dodaje zawodnik.
Mimo wszystko Krzysztof nie wyklucza stoczenia pożegnalnej walki z Rafałem Kaczorem. - Może dam się namówić na ostatni pojedynek ze słabszym rywalem, a Kaczor właśnie takim dla mnie jest. Jeszcze spokojnie bym sobie poradził – zapewnia Cieślak. Koniec wydaje się jednak nieuchronny. - Nie używajmy słowa kariera, dla mnie to była piękna przygoda. Dziękuję wszystkim kibicom, ale zdrowie ma się tylko jedno i trzeba o nie dbać – kończy "Skorpion".
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail