Były pretendent do tytułu mistrza świata zdecydował się kontynuować karierę w USA i trzy ostatnie walki stoczył właśnie za oceanem.
- Wyjazd to była dobra decyzja, ale Ameryka nie jest taka piękna i cudowna jakby się mogło wydawać. Podejście trenerów jest kompletnie inne niż w Polsce - u nas w kraju szkoleniowcy dbają o wiele rzeczy, a tam trzeba sobie radzić samemu. Ze sparingpartnerami też różnie bywa - z jednej strony wybór jest bardzo duży i to jest fajne, ale jak rywale zobaczą, że masz przed sobą dużą walkę, to nagle zamiast 500 dolarów życzą sobie np. dwóch tysięcy dolarów za sparing - zdradził Sulęcki.
Maciej Sulęcki o karierze w USA: Ameryka nie jest taka piękna i cudowna jakby się mogło wydawać
"Striczu" z Achmedowem będzie się bić w Astanie, a że do Kazachstanu zdecydowanie bliżej z Polski niż z USA, to tym razem postawił na przygotowania w Polsce. A dokładniej w Dzierżoniowie pod okiem Piotra Wilczewskiego, czyli trenera pod wodzą którego toczył bój o tytuł z Demetriusem Andrade'em w 2019 r.
- Starcie z Pacheco, mimo że przegrane, pokazało mi, że dalej coś we mnie jest, że nadal stać mnie na duże rzeczy i że wciąż mogę dawać kibicom wielkie walki i wielkie emocje. Achmedow to będzie kolejny kozak na mojej drodze, ale chcę jeszcze raz spróbować sił w wadze super średniej. Pacheco skasował mnie ciosem na wątrobę, ale choć to był kawał chłopa, to jego uderzenia na głowę nie były dla mnie zbyt odczuwalne. A jak się nie uda, to najwyżej wrócę do swojej starej kategorii (waga średnia, red.), w której stoczyłem te najważniejsze bitwy w karierze - zakończył Sulęcki.