„Super Express”: - Dużo nieodebranych połączeń dziś miałeś?
Mariusz Wach: - Akurat skończyłem trening. 9 nieodebranych.
- Czyli można nazywać cię najbardziej rozchwytywanym pięściarzem w Polsce?
- Nie ukrywam, że cały czas wokół mnie coś się dzieje. Otrzymuję wiele propozycji, o wielu nawet nie mówi się w mediach. Gdy pojawiają się zapytania, zawsze jestem na tak. Dopiero potem potencjalni rywale zaczynają kalkulować czy rzeczywiście taka walka z Wachem im się opłaca. Bo z jednej strony myślą, że to będzie łatwa przeprawa z podstarzałym zawodnikiem, a z drugiej wiedzą, że mogę popsuć komuś CV. Dlatego wiele tematów rozmywa się na etapie negocjacji. Tak to działa.
- Zacznijmy od najbardziej elektryzującego nazwiska, z którym byłeś wiązany - Tyson Fury. Zdradzisz kulisy?
- Wpłynęło do nas zapytanie czy jesteśmy zainteresowani walką zaplanowaną na 5 grudnia. Zgodziłem się, a następnie doszło do omawiania szczegółów pojedynku. Do takich rozmów podchodzę spokojnie, bez podniecania się, bo siedzę w tym sporcie już tyle, że mniej więcej wiem, co jest prawdopodobne, a co nie. I szczerze? Na 99% do walki z Furym w grudniu nie dojdzie, bo wygląda na to, że jego rywalem będzie Agit Kabayel. Ale czuję, że ten temat jeszcze wróci i prędzej czy później powalczę z „Królem Cyganów”.
Mariusz Wach powalczy z Tysonem Furym?! "To realne"
- Kabayel, z którym to ty miałeś walczyć w marcu.
- Walkę w Magdeburgu odwołano ze względu na pandemię. Czekaliśmy na kolejny kontrakt, ale Niemcy nam go nie przysyłali, więc poszedłem inną drogą.
- Rozumiem, że nad ewentualną walką z Furym nie zastanawiałbyś się nawet dwóch sekund.
- Oczywiście, że nie i to nawet jeśli w stawce nie byłoby pasa mistrzowskiego. Powiem szczerze, że dla mnie nie ma żadnego znaczenia czy walczę w Pieszycach, czy Arabii Saudyjskiej. To moja praca i tak to traktuję. Najważniejsze, żeby podobało się kibicom. To dla nich nadal to robię.
- Dużo mówi się o twojej walce z Manuelem Charrem. Aktualne?
- Podobnie jak z Furym, na 99% do tej walki nie dojdzie teraz. Ale chciałbym wystąpić jeszcze w tym roku, może na przełomie listopada i grudnia. Pewnie ciężko będzie ściągnąć kogoś mocnego, ale też nie chcę walczyć z leszczami. Idealnie byłoby przeboksować 8-10 rund, a potem… gwarantuję, że w przyszłym roku zobaczycie mnie w dużej walce.
- W wywiadzie dla portalu Ringpolska powiedziałeś, że pytali o ciebie także Kubrat Pulew, Filip Hrgović i Luis Ortiz.
- To prawda. O niektórych zapytaniach… sam zapominam, dopiero jak mi ktoś wymienia nazwiska łapię się na tym, że przecież ten i ten też chciał ze mną walczyć. Średnio raz w miesiącu dzwoni ktoś z nową propozycją. Niedawno była oferta wylotu do USA na 6 tygodni sparingów z Deontayem Wilderem, ale musiałem odmówić, bo reperowałem łokieć.
- Z takim kontaktami to chyba po zakończeniu kariery powinieneś zostać promotorem?
- Chyba to nie dla mnie, to trochę niewdzięczna robota. Mam za dobre serce, nie umiałbym twardo negocjować z tymi zawodnikami (śmiech).
Krzysztof Głowacki ODPOWIADA promotorowi: „Przerywam milczenie!” [WYWIAD]
- Wyleczyłeś już kontuzję prawej ręki, jakiej nabawiłeś się w ostatniej walce z Kevinem Johnsonem (w czerwcu w Pałacu w Konarach Wach pokonał Amerykanina na punkty – red.)?
- Tak, już jest wszystko w porządku. Lekarze kroili mi łokieć, ale nie wiem konkretnie, co robili. Najważniejsze, że już nie boli, a moim potencjalnych przeciwnikom mogę powiedzieć, że jest lepiej, niż było!
- Widziałem, że ostatnio spełniasz się także jako aktor.
- Wystąpiłem w serialu „Królestwo kobiet”, którego premiera odbędzie się w niedzielę. Zagrałem kilka epizodów i świetnie się przy tym bawiłem, a z tego co wiem, moją gębę będzie można zobaczyć w każdym odcinku (śmiech). Pod koniec roku wyjdzie też film, w którym zagrałem rolę. Traktuję to, jako fajny przerywnik między treningami.