Przypomnijmy - Kostecki stracił życie 2 sierpnia tego roku w Areszcie Śledczym Warszawa-Białołęka, gdzie został przewieziony z Rzeszowa, gdyż miał zeznawać w sprawie oskarżonego o rozbój Tomasza G., który przebywał w tym samym areszcie. Sam sportowiec był w trakcie odbywania kary 5 lat i 100 dni pozbawienia wolności. Do momentu złożenia zeznań pięściarz jednak nie doczekał. Oficjalnie poinformowano o tym, iż zginął on w wyniku powieszenia się w celi, ale w tę wersję od początku nie wierzy rodzina. Jej pełnomocnicy zaś, Roman Giertych i Jacek Dubois, regularnie ujawniają ustalenia mające ukazywać, że w sprawę była zamieszana osoba trzecia (lub osoby trzecie).
Teraz do wszystkiego dochodzi jeszcze jeden wątek. Jak podają dziennikarze "Gazety Wyborczej", otrzymali oni telefon z więzienia od dobrego znajomego Kosteckiego, Macieja M., który również miał zeznawać wraz z "Cyganem". Dwa tygodnie po śmierci kolegi miał jednak próbować targnąć się na swoje życie, po czym trafił na oddział zamknięty do szpitala psychiatrycznego w Krakowie. I to właśnie ze stolicy Małopolski osadzony skontaktował się z mediami.
Polecany artykuł:
Jak pisze "Gazeta Wyborcza", według M. Kostecki nie popełnił samobójstwa, a zginął z powodu zbyt dużej wiedzy na temat tzw. "afery podkarpackiej". Dotyczy ona relacji policji z właścicielami domów publicznych w Rzeszowie, których klientami mieli być m.in. znani politycy, nagrywani w sytuacjach intymnych. Po wizycie w Krakowie, M. został przetransportowany do szpitala przy zakładzie karnym nr 2 w Łodzi, skąd ponownie skontaktował się z dziennikarzami informując, iż znalazł w swojej celi gwoździe i pokazał je do kamery informując, że nie ma zamiaru zrobić sobie nimi krzywdy. Mężczyzna boi się o własne życie na tyle, że odmówił również przyjmowania leków. Dodał także, iż w niewybrednych słowach wychowawca zakładu karnego w Rzeszowie miał mu sugerować, że lepiej, aby popełnił samobójstwo.
Prokuratura niezmiennie informuje, że do śmierci Kosteckiego doszło w wyniku ucisku pętli na szyi.