Koala zaczął z większym respektem i walczył zachowawczo. Buła czekał, by zranić rywala prawą ręką i dosyć regularnie trafiał Koalę. Tak zaczął drugą rundę. Przymierzył niezwykle precyzyjnie i czysto. Koala jednak wytrzymał na nogach. Pojawiło się jednak spore krwawienie, które przeszkadzało mu już do końca starcia. Buła nie dawał się trafić i bardzo konsekwentnie realizował plan rozbijania Koali. Jego twarz z minuty ma minutę coraz bardziej puchła. Buła punktował, a Koala liczył na szczęśliwy cios.
Choć kibice zaczęli dopingować Koalę, ten był potwornie zmęczony i przede wszystkim starał się przyjąć jak najmniej ciosów, a dopiero potem atakować. Buła, nietknięty niemal, spokojnie pracował na nogach.
Koala dotarł jednak do piątej rundy. Rundy bez limitu czasowego (dotychczasowe cztery trwały po dwie minuty). Buła podkręcił tempo, a Koala miał problemy z trzymaniem gardy. Niezwykle opuchnięty Koala padł w szóstej minucie i 43 sekundzie. - Mam nadzieję, że się podobało. Niestety nie widziałem już na oczy i przepraszam za to. Miałem trzy tygodnie przerwy i tej kondycji też zabrakło. Mam nadzieję, że wrócę bo serducha do walki mi nie zabraknie - powiedział po walce Koala, mający już na głowie ogromny bandaż na pół twarzy...