"Super Express": - Ostatnio więcej czasu spędzałeś w gabinetach lekarzy niż w sali treningowej...
Andrzej Wawrzyk: - Tak wyglądało to od czerwca do sierpnia, gdy przeszedłem operacje kolana i barku. Potem była rehabilitacja. Trenuję dopiero od początku roku.
- Nie zardzewiałeś przez ten czas bezczynności?
- Po tak długiej przerwie ciężko jest wrócić do treningów, ale nie zapomniałem, jak się boksuje, nauczyłem się nawet paru nowych rzeczy. Tęskniłem za boksem, ringiem, napięciem.
- Czego się nauczyłeś?
- Udało mi się między innymi zatkać dziurę, którą miałem w obronie, delikatnie zmieniłem też styl. Robiłem błąd, trzymając ciężar ciała na lewej nodze, przez co moja postawa nie była stabilna. Teraz mam być wychylony w przód, ale ciężar ma być na nodze zakrocznej, z tyłu.
- W Częstochowie stoczysz ośmiorundowy pojedynek, ale nie wiesz jeszcze z kim.
- Od ponad trzech tygodni szukamy rywala. Miał być nim Brytyjczyk Tom Dallas, rozesłano też propozycję do kilku innych pięściarzy, ale albo odmawiali, albo nie dawali odpowiedzi. To deprymujące, bo nie ma czasu, aby zanalizować rywala i sparować z odpowiednimi partnerami. Toczyłem sparingi z bokserami mierzącymi 192-195 centymetrów. Nie za wysokimi, nie za niskimi, można powiedzieć uniwersalnymi.
- W lipcu federacja WBC chce zorganizować turniej pretendentów do mistrzostwa świata i mówi się, że byłbyś jednym z zaproszonych.
- Gdyby była taka możliwość, to bym skorzystał. Kiedyś już mówiło się o takim turnieju, ale wycofali się potencjalni uczestnicy. Teraz podobno jest większa szansa, by takie zawody się odbyły.