Andrzej Kostyra: Mamed, stuknęło Ci 40 lat, ale nie wyglądasz na emeryta… Chyba na emeryturę nie przechodzisz?
Mamed Khalidov: Nie, nie. Zdrowie jest, chęci są. Na emeryturę na razie nie przechodzę.
Czyli będziesz nadal walczył. Już wiesz z kim, tylko nie możesz powiedzieć, czy jeszcze nie wiesz?
Jeszcze nie wiadomo, miała być walka na jesień, ale jeszcze nie wiem czy będzie. Ja się do niej przygotowuję, trenuję codziennie.
Ostro?
No nie, mając 40 lat nie mogę codziennie ciężko trenować, teraz jestem w roztrenowaniu. Jak tylko dostanę datę walki, zacznę ostrzej trenować.
Scott Askham... Przegrałeś z nim na KSW 52, Chcesz z nim rewanżu i to o pas KSW, ale on chyba się do tego nie pali albo gra w jakąś grę. Sugeruje, że najpierw powinieneś walczyć z Michałem Materlą.
Nie wiem, czy on gra, czy mówi poważnie, nie jestem w jego głowie. Ja chcę tej walki. A on ma prawo mówić, że nie chce jej. Mam nadzieję, że jednak do tej walki dojdzie. Z Materlą raczej się nie będę bił.
17 lipca stuknęło Ci czterdziestka, podsumujmy ją. Walczysz, trenujesz od 13 roku życia, czyli już 27 lat. Najprzyjemniejsze wspomnienie z tego okresu?
Trenuję od 13 roku życia, ale nie zawodowo. Pierwszą walkę stoczyłem dopiero, gdy miałem 24 lata. Najlepsze czasy były gdy trenowałem w Groznym, jak miałem 12 lat i miałem normalne, fajne dzieciństwo, nie było wtedy wojny. Trenowałem karate shodokan.
A najpiękniejsze wspomnienia z okresu, gdy już walczyłeś?
Piękne były wszystkie zwycięstwa, zdobywanie mistrzostwa. Walka w Japonii była bardzo ważna, gdzie wygrałem z mistrzem. Ważna była też walka w Stanach Zjednoczonych, pierwsza i ostatnia. No i oczywiście pasy zdobywane w KSW. To było najważniejsze.
A wspomnienie najgorsze, najczarniejsze?
W sporcie takich wspomnień nie mam. Każda sytuacja, nawet porażka jest potrzebna na jakimś etapie życia i czegoś uczy, dzieje się z woli Boga. Przyjmuję to. Te najgorsze doświadczenia czasami okazują się najlepsze. Wszystko z życiu ma swój sens.
Rywal, który najbardziej zaszedł Ci za skórę, którego autentycznie nie na pokaz, nie lubiłeś?
Nie, nie ma takiego. Jedyne co bardzo chciałem to bić się z Tomkiem Narkunem. Ale to była sportowa złość, chciałem mu się zrewanżować.
Co z Twoją karierą filmową? Zebrałeś świetne recenzję za role w "Underdogu", zobaczymy Cię jeszcze na ekranie?
Nie wiem. Na razie nie mam propozycji. Jak będą, jestem zainteresowany.
Jesteś żywą legendą polskiego MMA. Czy jest w tym sporcie czego żałujesz, czego nie zrobiłeś, a mógłbyś?
Jestem szczęśliwy, że miałem okazję brać udział w rozwoju tego sportu w Polsce, być częścią federacji KSW. Nie żałuję, że nie poszedłem do UFC...
Właśnie, UFC. Wygrywałeś z zawodnikami UFC, z Grovem, Irvinem, Barnattem… Chyba kusiło Cię jednak, aby spróbować sił w tej organizacji. Dlaczego tego nie zrobiłeś?
Były takie momenty, że bym tam poszedł. Ale gdybym poszedł do UFC, nie brałbym udziału w rozwoju MMA w Polsce, w KSW. Nie wiem, czy w UFC osiągnąłbym wielkie sukcesy. Zostałem w KSW i nie żałuję tego.
Jak długo chcesz jeszcze walczyć?
Do 60-tki (śmiech)
Lepiej niż George Foreman. Bo on walczył do 47.
Ale teraz ci starsi wracają. Tyson chce walczyć mając chyba 53 lata. A poważnie mówić ja chcę walczyć jeszcze ze dwa, trzy lata.
Najbardziej niebezpieczna sytuacja w twoim życiu, gdy martwiłeś się o swoje życie, zdrowie?
Były takie sytuacje. Także jeśli chodzi o sport, to była walka z Brettem Cooperem (w 2014 roku, na KSW 29 - przyp. red.). Przystępując do niej miałem problem z kręgosłupem, z odcinkiem szyjnym. Miałem iść na operację, ale zrezygnowałem. Było ryzyko, że od szyi w dół mogę zostać sparaliżowany. Wyszedłem, zawalczyłem i od razu poszedłem na stół operacyjny. Było niebezpiecznie, walczyłem asekuracyjnie. Dopiero gdy położyłem się na stół operacyjny zdałem sobie sprawę z ryzyka…
Wrzuciłeś do internetu film, w którym mówiłeś że masz 50 złotych i zastanawiasz się czy zainwestować z tego 30 złotych na PPV. Tak słabo u Ciebie z kasą, jakieś nieudane inwestycje…?
Wszystkim dała w kość pandemia (śmiech). Zastanawiałem się czy warto wydać te pieniądze na obejrzenie gali. Ostatecznie żona wykupiła PPV, a ja pojechałem na galę. Warto było, wszyscy byliśmy zadowoleni, walki były super.
Skoro już mówimy o inwestycjach. Inwestujesz swoje pieniądze czy odkładasz na kupkę?
Teraz zajmuję się... budowlanką, jestem dewoloperem można powiedzieć.
O, budujesz jakieś osiedla, domy…
Nie, apartamenty, mieszkania.
W okolicach Olsztyna?
Tak. Jestem w spółce z moim przyjacielem. On jest w tym biznesie od dawna, zna się na tym, a ja dopiero się tego uczę. Na razie wszystko jest dobrze.
Trudny to biznes?
Jak patrzę na to, jak pracuje mój wspólnik, jak lata przy tym wszystkim, to widzę że nie jest to łatwe. Na wszystkim trzeba się znać.
Największe rozczarowanie w tym czasie?
Policja, która wjechała do mnie do domu.
Na szczęście chyba to krótko trwało.
Najbardziej było to dotkliwe dla mojej rodziny. Ja też byłem rozczarowany. Tyle lat poświęcałem czas, siły, wszystko, płaciłem potężne podatki, ciężko pracowałem. A ktoś chciał mi wmówić, że jestem bandytą. To było dla mnie najgorsze. Tego nie zrozumiem, będę to pamiętał. Całe życie ciężko pracowałem na sukces. A tu w domu policja, prokurator. Dla jakieś głupoty, którą chcieli mi przykleić, wyłącznie z chęci zrobienia kariery. To było dla mnie niezrozumiałe, to był straszny zawód.
Największe marzenia?
Pielgrzymka do Mekki, chcę zrealizować to marzenie jak najszybciej.
Czyli kiedy?
Już dwa razy się przymierzałem i zawsze coś nie wychodziło. Ale mam nadzieję, że w następnym roku się uda. Jak Bóg da.
Sam czy z rodziną?
Najpierw z braćmi, później z żoną.
Ludzie którym najwięcej w życiu zawdzięczasz?
Moja mama, ojciec, przyjaciele tutaj, żona. Mnóstwo ludzi dołożyło się do sukcesu który osiągnąłem. Dziękuję im. Sam nie dałbym rady..
A propos ojca. Czy w końcu odwiedził Cię w Polsce?
Nie, jest tak uparty że jeszcze nie wybrał się (śmiech)
Najlepsza rzecz, którą w życiu zrobiłeś?
Szpagat (śmiech). Poważnie mówiąc to nie wiem.
Jak tam Twoi synowie? Pamiętam, że jeden z nich trenował piłkę nożną…
Tak, ale teraz męczy mnie cały czas, że chce trenować zapasy. A starszy trenuje MMA. Bardzo szybko rośnie, ciężko go porozciągać, jest taki pospinany. Co drugi dzień rozciągamy go z zoną.
Chciałbyś żeby walczyli, tak ja ty, w klatce?
Nie, nie...
Dlaczego nie? Za ciężki fach?
Jeśli któryś będzie miał talent i będzie ciężko pracował, to ok. Ale jeśli będzie to robił tylko dlatego, że tata to robił, to nie ma sensu.
Najlepszy teraz według ciebie zawodnik MMA, bez podziału na wagi i federacje?
Khabib Nurmagomedov i Piotr Jan, który zamiata wszystkimi.
A wśród kobiet?
Joanna Jędrzejczyk!!!
Jest jakaś osoba w MMA, którą podziwiasz?
Conor. Podziwiam go, ale nie wiem, czy psychicznie daje sobie radę. Bo gra taką grę, w której trzeba naprawdę mieć stalowe nerwy. Już chyba skończył karierę czy zawiesił.
Będzie wracał, jak Frank Sinatra. Zobaczysz.
Oczywiście, jest trochę negatywów w tym co robi, ale wniósł MMA na nowy poziom swoją grą aktorską, swoją osobowością. Jako fajter też jest dobry, ma fajny timing, charyzmę.
Będziesz trenerem po zakończeniu kariery?
Raczej nie,. Nie widzę się w tej roli.
A jak sobie siebie wyobrażasz jak stuknie Ci siedemdziesiątka, tak jak mnie? Co będziesz robił?
Chciałbym dożyć siedemdziesiątki, nie wiem czy dożyję. Jak się uda, chciałbym wtedy móc pobawić się z wnukami i… toczyć walki (śmiech). A tobie życzę kolejnych 70 lat życia w zdrowiu.
Co musisz jeszcze zrobić w MMA, aby poczuć się w pełni spełniony?
Jestem spełniony. Ale chciałbym walczyć dalej, z najlepszymi. Żeby nie było tak, że na koniec kariery miałbym trzy walki przegrane. Chociaż były to "walki walki", nikt mnie nie zdominował, a ostatnie dwie walki przegrałem na punkty. Muszę poprawić błędy, które popełniam, bo człowiek cały czas się uczy.