„SE”: - Lubi pan powiedzenie, że nadzieja umiera ostatnia?
Adam Małysz (44 l.): - Nadzieja jest zawsze. Jaki byłby sens działania, gdyby jej nie było? Owszem, ona była mocniejsza po inauguracji Pucharu Świata. Wtedy nie było jeszcze nerwówki. Myśleliśmy, że kwestią jednego - dwóch konkursów jest przezwyciężenie słabszej dyspozycji.
- Czuje się pan przygnębiony?
- Tak, bo nie da się w tej chwili myśleć o tym z przekonaniem na sto procent, że będzie dobrze. Ale kroki ku naprawie są podejmowane. Chociaż ten z wyjazdem części kadry do Ramsau nie pomógł nam. Według mnie ekipa była tam zbyt krótko.
Zobacz też: FIS się skompromitował i nie wyśle skoczków na igrzyska. PZN ma plan awaryjny
W galerii poniżej możesz poznać ciekawe fakty z życia Adama Małysza, prawdziwej legendy polskiego sportu:
- Gdzie zatem tkwią główne braki?
- Technika i kombinezony. Kiedy jest się w dobrej dyspozycji, to technika skoku powinna układać się automatycznie. Testy przed sezonem wskazywały, że wszystko jest pod kontrolą. Tymczasem Dawid Kubacki i Piotrek Żyła jakoś dziwnie jeżdżą po rozbiegu. Dawidowi wydaje się, że skoki są dobre, a nie ma metrów. Chłopaki muszą odnaleźć czucie. A w kombinezonach trzeba stale poprawiać krój, bo uwziął się kontroler sprzętu Mika Jukkara. Na nas szczególnie, ale także na Słoweńców czy Norwegów. Wprowadza jakby własne przepisy. Mierzy niemal wszędzie, szuka luki na tyle długo, żeby ją znaleźć. W Klingenthal Piotrkowi mierzył dwukrotnie ten sam kombinezon. Nie ma zawodnika, którego nie dałoby się na czymś przyłapać, bo przepisy są bardzo nieprecyzyjne. Niech przynajmniej mierzy równo wszystkich.
- Pamięta pan połówkę sezonu 2008-2009? Waszej kadrze pod kierunkiem Łukasza Kruczka wiodło się kiepsko, aż rozpoczął pan indywidualne treningi z Hannu Lepistoe. I wskoczył pan na podium…
- Dojrzałem wtedy do takiej decyzji, bo szło mi ciężko. Łukasz był od lat moim kolegą, więc pytał o zdanie przed podjęciem decyzji. A ja potrzebowałem kogoś, kto powie, że ma być tak i tak.
- Może i Michal Doleżal nie jest dzisiaj pewien swoich decyzji?
- Może nie ma aż takiej „charyzmy” jak Stefan Horngacher, który potrafił używać nawet ostrych polskich słów. Ma jednak inne zalety i zapewniam, że potrafi zawodnikowi podpowiedzieć, jak należy.
Przeczytaj: Ta scena pomiędzy Doleżalem a skoczkami mówi wszystko. Katastrofa! Ujawnia dziennikarz TVP
- Nie grozi mu dymisja tej zimy?
- Nie do mnie należą decyzje w tej sprawie. Ale z mojej perspektywy wymiana trenera czy sztabu szkoleniowego w trakcie sezonu to byłoby najgorsze z rozwiązań. Trzeba mieć do nich zaufanie. Wyjątkiem mógłby być tylko konflikt pomiędzy zawodnikami albo nimi i trenerem. A nic takiego nie ma miejsca.