W poprzednim sezonie szczytem jego osiągnięć w Pucharze Świata były lokaty 16. i 20. Obecnej zimy jest nieco lepiej (9. i 11. w Titisee). - Zaczynałem tę zimę z niskiego pułapu, ale podchodziłem do tego spokojnie, bo wiedziałem, na co mnie stać. I poczyniłem postęp. Miałem udane występy, w tym najlepsze w Titisee. Jest dużo lepiej niż w poprzednim sezonie - przekonuje skoczek z Wilkowic. - Wiem, że stać mnie na dużo więcej. Dlatego nie traktuję Planicy jako ostatniej szansy.
Zawodnik klubu Klimczok Bystra był mistrzem świata juniorów w roku 2014. Gdy kilka miesięcy później uzyskał znakomitą formę, zerwane więzadło w kolanie na rok odsunęło go od skoków.
- Byłem niecierpliwy czekając na powrót, ale starałem się nie myśleć o tym, na co nie mam wpływu i patrzeć do przodu. To była jedyna droga - mówił w rozmowie z „Super Expressem”. - Dzisiaj wiem, ze cierpliwość powinna być stałą cecha sportowca. Nie załamywałem się zatem. Kocham skoki i czerpię z nich przyjemność. Wiem, że stać mnie na wiele więcej. Wiem też, że w skokach ktoś może wyskoczyć znikąd, a potem długo go nie ma. Cały czas pracuję, by być w światowej czołówce, staram się dawać z siebie sto procent i mam nadzieję, że w końcu się to uda.
Najwyższe pucharowe lokaty uzyskał w roku 2019 na „mamutach” - w Vikersundzie (4.) i Oberstdorfie (6.). Natomiast rekord życiowy 237,5 m uzyskał tej samej zimy na słoweńskiej Letalnicy.
- Loty narciarskie to coś wyjątkowego. Leci się prawie dwa razy dalej niż na dużej skoczni. A Planica ma dodatkową magię - mówi o swoich odczuciach Kuba. - Trudno ją określić, ale lata się tam wyżej nad zeskokiem niż na innych „mamutach”. Nie celuję w tych dniach w żadne konkretne lokaty, ale chcę dawać z siebie wszystko, a to może dać dobry wynik. Chciałbym polecieć 240 metrów.