Maryna Gąsienica-Daniel

i

Autor: East News

Maryna Gąsienica-Daniel szaleje na stokach i zapewnia „SE”: Stać mnie na zwycięstwa [WYWIAD]

2020-12-22 15:26

Nie jest zawodniczką kompletnie nieznaną w narciarstwie alpejskim, od kilku lat startuje w Pucharze Świata, ale dopiero w 2020 roku zaznaczyła obecność na stokach tak mocno, że pozwala to myśleć o dużych rzeczach. Maryna Gąsienica-Daniel, najlepsza polska alpejka, specjalistka od giganta, zajmowała już w tym sezonie miejsce w pierwszej dziesiątce PŚ i tuż za nią, wygrała także dwa konkursy Pucharu Europy. Sezon się dopiero rozkręca, przed naszą narciarką walka o pierwsze w karierze podium Pucharu Świata i dobry występ w mistrzostwach świata. Te cele stały się całkiem realne. – Zbliżam się do najlepszych i stać mnie na zwycięstwa – przekonuje w rozmowie z „Super Expressem”.

„Super Express:” – To jest pani przełomowy sezon?

Maryna Gąsienica-Daniel: – Ja tak nie myślę, bo nie wiem co miałoby właściwie znaczyć „przełomowy”. Przecież przez ostatnie lata małymi kroczkami regularnie wspinam się do góry i jestem coraz bliżej czołówki. Już przed kontuzją udawało mi się punktować w gigancie w Pucharze Świata, a w Pucharze Europy wygrywałam już dwa lata temu. Nic nagłego się nie dzieje, ale postęp jest widoczny.

– Po drodze była poważna kontuzja, złamana kość piszczelowa na zgrupowaniu w Nowej Zelandii. Nie zwątpiła pani?

– Na pewno nie ułatwiła mi drogi, ale nie spowodowała, że zaczęłam myśleć negatywnie o dalszym rozwoju. Troszeczkę oczywiście byłam podłamana, ale jednocześnie motywacja po urazie jest ogromna, bo postawiłam sobie zadanie powrotu przynajmniej na poziom sprzed kontuzji. Nie miałam chwili zawahania, chciałam wrócić jak najszybciej, już nawet w marcu 2020, mimo że uraz miał miejsce we wrześniu 2019. Niczego jednak nie forsowałam, wszystko przebiegło spokojnie, miałam bardzo luźną głowę, mogłam na przykład sporo czasu spędzić na nartach biegowych. To poza wszystkim dobra forma relaksu. Wszystko to mi pomogło w dojściu do dawnej dyspozycji.

Justyna Kowalczyk dała mu soczysty POCAŁUNEK. Tego zdjęcia się nie zapomni

– Wspomina pani, że jest coraz bliżej czołówki. Widać stamtąd podium Pucharu Świata?

– Cała czołowa trzydziestka na zawodach PŚ to dziewczyny na wysokim i zbliżonym poziomie. Pojawiają się oczywiście różnice w detalach przygotowań, dyspozycji mentalnej, ale wszystkie te zawodniczki są w stanie wygrywać, stać je na to. Wielką mistrzynię poznaje się po tym, że potrafi to robić w każdych warunkach i w każdej sytuacji. Jest w stanie poradzić sobie z trasą, zmęczeniem i ze swoją głową. Poziom jest wyrównany, bowiem ktoś, kto był jednego dnia dziesiąty, następnego może zwyciężyć.

– To brzmi optymistycznie, bo ta uwaga dotyczy przecież także pani.

– Jak najbardziej. Ja się też zbliżam do najlepszych małymi kroczkami. W ostatnich zawodach Pucharu Świata miałam dobry występ, w tym drugi czas jednego z przejazdów. Walcząc tak dalej, mogę się wspiąć jeszcze wyżej.

Mistrz olimpijski trafi do WIĘZIENIA! To co zrobił ZAGRAŻAŁO ŻYCIU innych

– Jeśli osiąga się lepszy czas od amerykańskiej supergwiazdy, mistrzyni olimpijskiej Mikaeli Shiffrin, to chyba daje niesamowitego mentalnego kopa?

– Oczywiście. Ja od początku wierzę w to, co mogę osiągnąć, bo wiem ile pracy i poświęceń mnie kosztowało dojście do miejsca, w którym jestem. Sięgam coraz dalej.

– Skoro umiejętności dziewczyn czołówki są podobne, to cała wasza rywalizacja rozgrywa się przede wszystkim w głowie?

– Tak naprawdę to wiele rzeczy wpływa na wynik, także warunki na trasie, jakość śniegu czy pogoda. Choćby mgła, przez którą nie widać dziur w podłożu. Wszystko zależy od tego jak zawodniczka zachowa się w danej sytuacji na trasie. Jedna da sobie świetnie radę, druga bardziej zaryzykuje, a trzecia popełni błędy. Jedną z kluczowych spraw jest umiejętność utrzymania jazdy na limicie, na krawędzi, by cały czas ryzykować, ale z bardzo dobrym czuciem. To jest najtrudniejsze.

– To jesteście trochę jak kierowcy samochodów rajdowych.

– Coś w tym jest. Działa na nas dużo czynników z zewnątrz, choćby śnieg zmieniający się po każdej zawodniczce. Pracują siły odśrodkowe, same narty potrafią nas wyrzucać z zakrętu przy dużej prędkości i twardym podłożu. Nagle pojawia się światło, a za chwilę cień, przez co nie wszystkie tyczki są dobrze widoczne. Bywa mgła, wieje wiatr. Tych elementów jest mnóstwo. Naraz oddziałuje na nas wiele rzeczy podczas jednego przejazdu. Trzeba umieć się błyskawicznie do tego zaadaptować, by znaleźć ten limit, który pozwoli na szybką jazdę.

Horngacher oskarżony przez Ziobrę o SABOTAŻ. Apoloniusz Tajner ODPOWIADA

– A pani lubi mocno zaryzykować w trakcie przejazdu?

– Sama adrenalina startowa pomaga nam wybierać ryzykowną linię jazdy. Jeśli nie czułoby się przypływu adrenaliny, trudno byłoby osiągać dobre rezultaty. Ja lubię i tę adrenalinę, i, co za tym idzie, ryzyko. Może nie takie, które przekracza rozsądne granice, kiedy czuje się już ciarki na plecach, ale ryzyko wkalkulowane na zawodach jak najbardziej, bo wszystkie dziewczyny tak jeżdżą.

– Startuje pani w gigancie, skąd wybór akurat tej specjalności?

– Konkurencje polegające na dużej szybkości są trudne do trenowania, bo potrzeba długich tras i wielu osób obstawiających odcinek. Trzeba by mieć albo wielki team, albo łączyć się z innym. Poza tym jestem drobną i niską zawodniczką (160 cm i 54 kg – red.) i moja budowa fizyczna pasuje do giganta czy supergiganta. Jestem narciarką „przyklejoną” do ziemi. Do zjazdu jestem za mała i za lekka, a w slalomie niski wzrost też nie pomaga przy zbijaniu tyczek i ciasnym torze do przejechania.

Żadna Polka nie miała takiego wyniku od 30 lat! Maryna Gąsienica-Daniel błysnęła w Pucharze Świata

– Celem na dalszą część sezonu jest to wymarzone podium Pucharu Świata, czy też chce pani robić swoje, a wszystko przyjdzie z czasem?

– Trzeba robić swoje, chociaż oczywiście chcę zebrać jak najwięcej punktów pucharowych. Konkretnych liczb nie mam jednak w głowie.

– A przelicza już pani w myślach nagrodę z tytułu zakładu z jednym z szefów związku, który stawia pieniądze za pani podium?

– To miły zakład, który, jak rozumiem, miał mnie mocno zdopingować do osiągnięcia sukcesu. Cieszę się, że wierzy we mnie.

– Co przydałoby się znaleźć pod choinką?

– Nie mam żadnych oczekiwań, poza tym, by spędzić święta rodzinnie, to będzie najpiękniejszy prezent. Program Pucharu Świata jest tak ustalony, że udaje się wygospodarować kilka dni na święta, ale to dotyczy jedynie Europejek, bo dziewczyny z innych kontynentów muszą tu pozostać, nie mają szans na powrót do kraju. Ile dni w sezonie spędzam w domu? Nigdy nie liczyłam. Teraz na przykład byłam siedem tygodni na zgrupowaniu. Po świętach 28 grudnia znowu jest start w PŚ, w drugi dzień świąt wyjadę z domu. Może uda się jeszcze wrócić na Sylwestra.

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze