„Super Express”: – Odkrył pan jakiś środek na nieśmiertelność? Jak to możliwe, że w wieku prawie 48 lat nadal skacze pan na profesjonalnym poziomie?
Noriaki Kasai: – Jeśli taki specyfik istnieje, proszę mi go dostarczyć, chętnie skorzystam. A tak poważnie, to nie ma tu wielkiej tajemnicy. Ćwiczyłem intensywniej niż inni, by się stale wzmacniać. W dzieciństwie byłem wątły, dlatego ojciec kazał mi codziennie biegać. Myślę, że to właśnie regularny, ciężki trening za młodu dał w końcu takie efekty.
– Zaskoczyła pana własna sportowa długowieczność?
– Nie mogę powiedzieć, że jestem zaskoczony, bo ja po prostu uwielbiam skoki. A moim sekretem jest pracowitość.
– Jakie to uczucie rywalizować z zawodnikami, z których większość mogłaby być pańskimi synami?
– Nie uważam tego za nic niezwykłego.
– I lekarze nie odradzali panu skakania w zaawansowanym wieku?
– Nie, nigdy.
– Ale dzisiaj musi pan chyba dbać o organizm bardziej niż w młodości?
– To prawda. Nie trenuję już tak ciężko jak za młodu. Poza tym trudniej jest mi chudnąć, dlatego muszę specjalnie redukować wagę. Osiągam to dzięki trzydniowym postom.
– Od 1992 roku nie opuścił pan żadnych igrzysk olimpijskich. Wystąpi pan za dwa lata w Pekinie?
– Wiem, że nie będzie to łatwe, ale robię wszystko, by móc wziąć w nich udział. Marzy mi się zdobycie drużynowego złota z moim ukochanym uczniem Ryoyu Kobayashim.
– Co takiego ma Ryoyu, czego nie mają inni skoczkowie? Czego się nauczył od pana?
– Jego talent polega na umiejętności natychmiastowego wykonania tego, co zobaczył, zarówno jeśli chodzi o trening, jak i sposób skakania. Ode mnie nauczył się oczywiście techniki i odpowiednich ćwiczeń, ale uważam, że przejął przede wszystkim niechęć do porażek i pragnienie zwycięstwa. Stał się bardzo ambitny.
– Kiedy uzna pan, że już starczy skakania? Igrzyska 2026 wchodzą w ogóle w grę, czy to nierealne?
– Moim obecnym celem jest kontynuowanie kariery do pięćdziesiątego roku życia. Poza tym Sapporo, w którym mieszkam, stara się o przyznanie organizacji igrzysk w 2030 roku, więc bardzo chciałbym być aktywny do tego czasu. Jednak będę miał wtedy 57 lat...
– Chce pan prześcignąć japońskiego rekordzistę, 53-letniego piłkarza Kazuyoshiego Miurę?
– Nie myślę o tym, ale pewnie, że chciałbym kontynuować uprawianie ulubionej dyscypliny i jak najwięcej wygrywać. Nie czuję się słabszy fizycznie, jeszcze dam radę.
SPECJALNE POZDROWIENIA, JAKIE NORIAKI KASAI PRZEKAZAŁ KIBICOM... PO POLSKU:
– Pamięta pan pewien ważny konkurs przegrany o 1,3 pkt?
– Oczywiście. Chodzi o igrzyska w Soczi w 2014 roku.
– O tyle przegrał pan na dużej skoczni złoto z Kamilem Stochem. Tamta porażka bardzo bolała, a może do dzisiaj w panu siedzi?
– Przyznam, że wówczas mój żal był silniejszy niż radość z pierwszego w życiu indywidualnego medalu olimpijskiego. Teraz tamta sytuacja stanowi dla mnie motywację do kontynuowania kariery.
– Wtedy Stoch był nie do pokonania?
– Myślę, że w odpowiednich warunkach bym wygrał.
– Kamil Stoch czy Adam Małysz, który z tych skoczków był dla pana trudniejszym przeciwnikiem i dlaczego?
– Obaj są wspaniałymi zawodnikami, a ich dotychczasowe osiągnięcia robią ogromne wrażenie. Jeśli jednak miałbym wybierać, trudniejszym przeciwnikiem był Kamil, bo to on ma złoty medal, którego mi nie udało się zdobyć.

i
– Pańska mama zmarła w wyniku pożaru, a siostra chorowała na raka i też odeszła przedwcześnie. Jak rodzinne tragedie wpłynęły na pana jako człowieka i sportowca?
– Myślałem o tym, że mój ból nie może się równać z cierpieniem i trudnościami, którym musiały stawić czoła moja mama i młodsza siostra. Dzięki temu stałem się bardzo cierpliwy.
– Kiedyś powiedział pan, że podczas skoku czuje się jak pilot kamikaze, a lot traktuje jak misję wojenną.
– Nie chodziło mi o to, że muszę walczyć za mój kraj. Mówiąc o duchu kamikaze, miałem na myśli to, że nie boję się żadnego wiatru i po prostu frunę.