W ostatnim konkursie drużynowym minionego sezonu skoków narciarskich Kamil Stoch odpalił prawdziwą rakietę. Polak skoczył 251,5 metra, ustanawiając tym samym nowym rekord skoczni. Stoch miał problemy przy lądowaniu i niewykluczone, że tyłkiem dotknął podłoża. Sędziowie jednak uznali rekord polskiego reprezentanta. To rozwścieczyło norweskie media, które trąbiły na prawo i lewo, że rekord Polaka został zaliczony niesłusznie.
W sobotę portal skijumping.pl poinformował na Twitterze, że słoweńscy organizatorzy konkursu w Planicy zastanawiają się nad odebraniem rekordu Kamilowi Stochowi. Z radością odczytały ten wpis norweskie telewizje i natychmiast przekazały nowinę swoim widzom. Nie wzięły jednak pod uwagę, kiedy została zamieszczona ta informacja. Okazała się ona żartem primaaprilisowym i Norwegowie musieli się gęsto tłumaczyć ze swojego braku profesjonalizmu. Stacje przeprosiły swoich widzów, zaznaczając, że rekordowi Kamila Stocha nic nie zagraża.