O tym, jak wyglądają ograniczenia covidowe w Pekinie, wiedzieliśmy od pewnego czasu. Na bardzo złe warunki izolacji narzekała, chociażby Natalia Maliszewska, która pokazywała na mediach społecznościowych, jak wygląda rzeczywistość w stolicy Chin. O swojej izolacji postanowił opowiedzieć w rozmowie z "WP. SportoweFakty" łyżwiarz szybki, Marek Kania, który przez tydzień przebywa z dala od wioski olimpijskiej. Jego wyznanie może zmrozić krew w żyłach.
Tak wyglądała izolacja na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Marek Kania zdradził sekrety Chińczyków
Jak sam mówi Kania, nawet po przejściu koronawirusa, organizatorzy nie pozwalali sportowcom na wiele. Sportowiec musiał przechodzić większą ilość testów, jak też nie mógł chodzić na stołówkę.
- Gdy wróciliśmy do wioski olimpijskiej, to mieliśmy status jako „bliski kontakt”. Mieliśmy ograniczone prawa, nie mogliśmy wchodzić na stołówkę przez tydzień. Musieliśmy robić test 2 razy dziennie, a nie 1 i w innym miejscu niż wszyscy pozostali. Okazało się, że jest jeszcze jeden pokój wolny i my wszyscy przenieśliśmy się do jednego miejsca, a nie mieszkaliśmy z innymi zawodnikami. Mogliśmy na szczęście normalnie chodzić. Także z jedzeniem było już lepiej, bo mimo że nie mogliśmy chodzić na stołówkę, to posiłki były przynajmniej ciepłe i mogliśmy sobie zamówić to, co chcieliśmy. W izolacji nie mieliśmy takiego wyboru, więc często jedliśmy to samo. Mogliśmy się przejść po wiosce. Mimo że były obostrzenia, to odżyłem, bo mogłem wyjść na spacer, dostać ciepłe jedzenie, to było odbudowanie psychiczne. - opowiada w rozmowie z "WP. SportoweFakty" Marek Kania.
Aby zobaczyć zdjęcia reprezentacji Polski z Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, przejdź do galerii poniżej.
Marek Kania szczerze o tym co przeżywał. Nie było dobrze
Jak mówi zawodnik reprezentacji Polski, izolacja wpłynęła na niego bardzo negatywnie i ucierpiał bardzo psychicznie. Przyznał, że w tamtym okresie każdy dzień był dla niego dołujący.
- Psychicznie pierwsze dwa dni miałem nastawienie, że zaraz wyjdę, bo te testy wychodziły raz pozytywne, raz negatywne, a potrzebowałem tylko dwóch negatywów z rzędu. Wyniki wychodziły na granicy, więc sądziłem, że niedługo opuszczę izolację i żyłem nadzieją. Później, gdy zrozumiałem, że tak szybko jednak nie pójdzie, starałem się mieć plan dnia, żeby szybciej to wszystko mijało.Środkowe dni izolacji minęły dość szybko, regularnie. Ostatnie 2-3 dni były najgorsze. Wtedy wysiadałem psychicznie, dłużył mi się dzień. Przestało mi się chcieć cokolwiek robić. Testy były cały czas pozytywne i coraz bardziej byliśmy zdenerwowani tą sytuacją, bo wiedzieliśmy, że starty się zbliżają, długo jesteśmy bez lodu. Traciłem już cierpliwość i dobrze, że wyszliśmy wtedy. Każdy dzień był mocno przygnębiający. - mówi Kania.