Organizatorzy igrzysk poinformowali, że zjazdu nie da się przeprowadzić, bo prędkość wiatru, w podmuchach, dochodziła nawet do 72 kilometrów na godzinę. To zaś oznacza, że niemożliwe jest wykorzystanie... kolejki gondolowej. - To było konieczne. W pełni popieram. Dziękuję - powiedział Norweg Kjetil Jansrud, jeden z faworytów do zdobycia złotego medalu w Pjongczang. Dyrektor zawodów, Markus Waldner, na podobne okoliczności przyrody był jednak gotowy już wcześniej. W połowie zeszłego tygodnia informował, że niedzielne zawody mogą zostać przełożone. Widział bowiem prognozy pogody.
I teraz pozostaje jedno pytanie: czy organizatorzy sobotniego konkursu skoków narciarskich korzystali z porad innych synoptyków? Zapomnieli o pogodzie? Nie pomyśleli, że w skokach narciarskich nawet 25 km/h to nie wiatr, a wichura urywająca wiązania nart skoczków? I ostatnie: czy naprawdę niemożliwe było odwołanie zawodów i przeniesienie ich na inny dzień? Czy skakanie na normalnym obiekcie w środę jest w jakikolwiek sposób gorsze, niż fruwanie w sobotę?