Dużo niepokoju w serca polskich kibiców skoków narciarskich wlały ostatnie miesiące. Nie dość, że doświadczeni liderzy reprezentacji biało-czerwonych spisywali się słabo, a nawet bardzo słabo, to również ich młodsi koledzy nie mieli zbyt wiele sukcesów. Duże nadzieje pokładane są od dawna w Janie Habdasie, który jako junior popisywał się dobrymi rezultatami. Ale i on miał spore problemy w minionym sezonie. Na zapleczu kadry A prezentował się słabo i widać było, że nie wszystko idzie po jego myśli. Był jednym z zawodników, który nie do końca zgadzał się z metodami trenera Davida Jiroutka.
Skoczek miał kłopoty. Musiał się tłumaczyć
Habdas bardzo często publikował filmy na TikToku, które pokazywały kulisy jego wyjazdów na zawody. Okazuje się, że jedno nagranie przysporzyło mu problemów. Na tym konkretnym wideo Habdas i Andrzej Stękała byli bardzo roześmiani i kibice odebrali to tak, że nie zależy im na wynikach i nieco lekceważąco podchodzą do sytuacji. Okazuje się, że skoczek wylądował na dywaniku, o czym opowiedział w rozmowie z TVP Sport.
- Skończyłem zawody na pierwszej serii. Uznałem, że fajnie będzie pokazać w luźniejszy sposób, to co się będzie działo w drugiej. Wydaje mi się, że gdyby na tym się skończyło, byłoby OK. Wejście do szatni nie było dobrym pomysłem – teraz to wiem. Pojawił się Andrzej, obaj jesteśmy takimi śmieszkami - powiedział Habdas. - Lubimy interakcję z widzami, to daje nam lepszy humor po takich zawodach. Wielu odebrało to na zasadzie: słabo skaczą, a jeszcze się cieszą, więc na pewno mają to gdzieś. A prawda jest taka, że nikomu do śmiechu nie było. Ale nie chciałem się zamykać w pokoju i płakać nad tym co się stało w konkursie - dodał. Rozmowa w PZN była jednak spokojna i bez większych konsekwencji.