Początki nigdy nie są łatwe, o czym boleśnie przekonali się organizatorzy zawodów w Rasnovie. Rumuni nie mają zbyt wielkiego doświadczenia, bo Puchar Świata w skokach narciarskich w tym kraju odbywa się po raz pierwszy. I jak na debiutantów przystało, wpadkę musieli zaliczyć. Do drugiej serii konkursu w piątek wszystko przebiegało zgodnie z planem.
Ale wówczas pogoda postanowiła przetestować organizatorów. W Rasnovie zaczął obficie sypać śniegiem. Opady były na tyle mocne, że błyskawicznie zasypały tory lodowe. Osoby odpowiedzialne za ich "udrożnienie" nie potrafiły poradzić sobie z psikusem aury. Nie byli bowiem wyposażeni w odpowiedni sprzęt i nie byli w stanie odśnieżyć torów na tyle, aby zawody mogły być kontynuowane.
Po próbach pięciu zawodników jury postanowiło zrobić przerwę, a następnie podjąć decyzję, że piątka skoczków powtórzy swoje skoki. Słów krytyki organizatorom nie szczędził Michal Doleżal. - Myślę, że gdyby padało dalej, to byśmy nie dojechali do końca z tymi urządzeniami, które one mieli. To są suszarki do włosów, a nie do śniegu. Trochę śmieszne - powiedział Czech w rozmowie z portalem skijumping.pl
- Na pewno jest niedosyt, bo w czwartek Kamil pokazywał takie skoki, że było go stać na podium. Mamy trzech w dziesiątce, pięciu z punktami. Bardzo cieszę się z Olka, bo w drugim skoku spóźnił i mogło być jeszcze lepiej. Mam nadzieję, że utrzyma ten poziom - ocenił Doleżal występy polskich skoczków w piątkowym konkursie.