Dwa tygodnie przed pierwszymi zawodami nowego sezonu w Skandynawii oddano do użytku dwie naśnieżone skocznie. Udało się to dzięki niskim temperaturom oraz zapasom śniegu z zeszłego roku. W Falun i Rovaniemi do zawodów PŚ w Wiśle przygotowują się między innymi Norwegowie, Japończycy, Amerykanie czy Włosi. Według informacji Onetu, z takiej opcji nie korzystają Polacy. Przynajmniej nie pierwsza kadra prowadzona przez Michala Doleżala. Ta do zawodów w Wiśle przygotuje się w kraju, podczas gdy kadra B faktycznie wyleci na północ Europy. Naszym czołowym skoczkom mają wystarczyć nowoczesne sztucznie mrożone tory na Wielkiej Krokwi w Zakopanem.
Tymczasem w Wiśle praca wre. Na razie w naszym kraju do zimy daleko, ale wygląda na to, że na skoczni im. Adama Małysza zawody odbędą się bez przeszkód. Pracujące systemy do produkcji sztucznego białego puchu przygotowały już 75% zapotrzebowania. Jan Winkiel, sekretarz Polskiego Związku Narciarskiego, pozytywnie patrzy w przyszłość. - Jest lepiej niż się spodziewaliśmy. Maszyny pracują bez zarzutu, a gdy przyszedł lekki mróz, wjechaliśmy na zeskok ratrakiem i ubiliśmy część pokrywy. Udało się też na chwilę włączyć tradycyjne armatki, które sypały śnieg na bulę - powiedział Onetowi działacz.
- Szkoda, że znów przyszło ocieplenie, bo dzięki nim naśnieżanie trwałoby krócej. Ale jest dobrze. Na tę chwilę trudno jednak powiedzieć, kiedy zakończymy przygotowanie skoczni. Mamy z tyłu głowy, że warto byłoby udostępnić ją na treningi naszej kadrze, jednak priorytetem są zawody - dodał już nieco sceptyczniej Winkiel.