Aryna Sabalenka bardzo udanie zaczęła turniej WTA Finals, wygrywając w pierwszym meczu z Marią Sakkari 6:0, 6:1. Mimo tak imponującego zwycięstwa Białorusinka narzekała na warunki panujące na kortach w Cancun, które zostały przygotowane w zasadzie „na ostatnią chwilę”. Tym bardziej było zaskakujące, że po takim pokazie siły liderka rankingu WTA w dwóch setach przegrała z Jessicą Pegulą 4:6, 3:6. Późniejsza wygrana Jeleny Rybakiny z Marią Sakkari sprawiła, że Sabalenka stanęła pod ścianą – to właśnie w rywalizacji z Rybakiną rozstrzygną się losy awansu, wygrana tego meczu zapewni sobie wyjście z grupy niezależnie od wyniku starcia Pegula – Sakkari (Amerykanka jest już pewna awansu, Greczynka nie ma na niego szans). Po przegranej Białorusinka winę zwaliła m.in. na nawierzchnię.
Przez to Sabalenka przegrała z Pegulą? Zaskakujące tłumaczenia
Ewentualna porażka z Rybakiną i odpadnięcie z WTA Finals na etapie fazy grupowej oznaczałoby, że Iga Świątek miałaby większe szanse na odzyskanie pozycji liderki rankingu WTA jeszcze przed końcem roku, czego Białorusinka bardzo chciałaby uniknąć. Przegraną z Pegulą tłumaczyła m.in. nawierzchnią.
Zdaniem liderki rankingu WTA nawierzchnia na korcie w Cancun bardzie odpowiadała jej rywalce. – Cóż, myślę, że ten kort idealnie dla niej pasuje. Odbicie jest bardzo niskie. Myślę, że czuje się dużo bardziej komfortowo w takich warunkach – powiedziała Sabalenka, która popełniła w tym meczu aż 29 niewymuszonych błędów przy 12 swojej przeciwniczki. – Ten kort... jest jak skóra. Nigdy nie wiesz, co się stanie, jeśli wszystkie te odbicia piłki ci pomogą lub będą przeciwko tobie. Chyba dzisiaj był ten dzień, w którym nie wyszło mi to najlepiej. Ale jest dobrze. Mam jeszcze szansę wyjść z grupy. Staram się pozostać silna i zmotywowana – dodała 25-latka.