To było wspaniałe widowisko. Iga Świątek i Barbora Krejcikova zagrały kapitalnie, a na trybunach o świetną atmosferę postarali się polscy i czescy kibice. Na głośne "Iga, Iga", gospodarze od razu odpowiadali gromkim "Bara Bara". Na koniec powody do ogromnej radości mieli niestety nasi sąsiedzi, ale polska liderka rankingu i tak zasłużyła na wielkie brawa. Iga w Ostrawie walczyła nie tylko z rywalami, ale również z silnym przeziębieniem i uciążliwym katarem, który mocno są osłabił. Kłopoty ze zdrowiem zaczęły się już w piątkowym ćwierćfinale (6:4, 6:4 z McNally). Chora Polka zdołała awansować do finału (w półfinale 7:6, 2:6, 6:4 z Aleksandrowa) i była bardzo blisko zwycięstwa, ale w dramatycznej końcówce Krejcikova, mistrzyni Roland Garros 2021, pokazała klasę i okazała się trochę lepsza.
- To był bardzo trudny mecz. Barbora to naprawdę solidna zawodniczka, więc wiedziałam, że nie dostanę od niej za dużo darmowych punktów. Walczyłyśmy o każdą piłkę - powiedziała Iga Świątek w czasie pomeczowej konferencji prasowej. - W trzecim secie widziałam już, że ona puściła rękę, zagrała z większą swobodą i naprawdę szybko. Cały czas wywierała na mnie presję. Kluczowe było, kto pierwszy nie zdoła utrzymać serwisu. Było naprawdę ciężko. Fizycznie to był chyba najcięższy mój mecz w tym roku, także dlatego, że dzień wcześniej też grałam długie spotkanie i nie miałam za dużo czasu na regenerację. Jednak wiem, że to było ciężkie dla nas obu, bo przecież Barbora przed tym turniejem grała w Tallinie. Na koniec po prostu wygrała solidniejsza zawodniczka. Teraz dla mnie najważniejsze jest zregenerować się po tym wysiłku - dodała Polka.
W końcówce drugiego seta Iga Świątek była dwie piłki od zwycięstwa. Niestety w tie-breaku popełniała błędy. To był kluczowy moment. - W tie-breaku myślę, że zagrałam za bardzo agresywnie tymi piłkami, które były właśnie na korcie. Były już zużyte, tuż przed zmianą piłek. Powinnam wtedy zagrać bardziej solidnie, z mniejszą agresją, nie popełniłabym tyle błędów. Barbora zagrała wtedy sprytniej. W trzecim secie fizycznie już było ciężko, nie byłam w stanie utrzymać serwisu, nie poruszałam się już tak dobrze - analizowała Polka. - Pamiętam czasy, kiedy nie byłam dobrze przygotowana fizycznie i każdy mecz był dla mnie wymagający. Jednak od kiedy pracuję z Maćkiem Ryszczukiem (trener od przygotowania fizycznego, red.), moja kondycja zazwyczaj pozwala mi wygrywać większość takich meczów. Zazwyczaj to ja jestem tą zawodniczką, która wytrzymuje fizycznie takie mecze do końca. To już końcówka wymagającego sezonu, a przed chwilą byliśmy w Stanach, gdzie grałam w innym klimacie dużo długich meczów. Do tego to przeziębienie. To wszystko sprawiło, że faktycznie było ciężko. Ale jestem z siebie dumna, że wciąż byłam w stanie zagrać na takim poziomie - podkreślała liderka rankingu.
- Atmosfera na trybunach przez cały tydzień była wspaniała. A dzisiaj to był mecz-marzenie, dla nas, kibiców a także dla organizatorów turnieju. To był prawdopodobnie najlepszy finał w tym roku, a publiczność uczyniła go jeszcze lepszym. Cieszę się, że byłyśmy w stanie zagrać na takim poziomie przed tą publicznością - nie kryła satysfakcji mimo porażki Iga.
Polka kolejny raz podbiła serca kibiców. Za awans do finału turniej w Ostrawie zarobiła 58 032 euro. Tych pieniędzy jednak nie zachowa. Wybrała ważny cel, który zdecydowała się wesprzeć. - Jutro jest światowy dzień zdrowia psychicznego. Wszystkie zarobione pieniądze w tym turnieju przekażę na organizacje non-profit w Polsce zajmująca się tym tematem - powiedziała tuż po meczu.
Nie jest to pierwszy raz, gdy Iga Świątek przekazuje pieniądze na szczytne cele. Przez długi czas wspierała Ukrainę, która zmaga się z rosyjską agresją. Organizowała m.in. turniej charytatywny dla zaatakowanego kraju. Rok temu też oddała turniejową premię z Indian Wells na walkę ze chorobami psychicznymi. Powtórzyła to w Ostrawie. - Myślałam o tym wcześniej. W zeszłym roku na taki pomysł wpadłam praktycznie w czasie meczu w Indian Wells. Tym razem wiedziałam, że ten dzień się zbliża, więc też chciałam coś zrobić, ale nie wiedziałam na jakim etapie turnieju skończy się moja przygoda tutaj i czy będą to takie kwoty, które warto przekazywać. Dlatego cieszę się, że doszłam do finału, a dla mnie to jest taka rzecz, w którą bym chciała też prywatnie się zaangażować i właściwie robi się z tego taka mała tradycja. Do tego to są urodziny mojego psychologa (Daria Abramowicz, red.), więc jest śmieszne powiązanie i na pewno będziemy jutro w samolocie do San Diego świętować - uśmiechała się Iga.
Szkoda tej przykrej porażki, ale przed naszą gwiazdą kolejne wyzwania. W San Diego zacznie od II rundy, a pierwszy mecz ma zagrać w czwartek (z Garbine Muguruzą lub Jeleną Rybakiną). Czy możemy się obawiać, że wobec silnego przeziębienia zmieni plany i wycofa się z rywalizacji w Kalifornii? - Na razie nie, ale jak coś się zmieni, to będę dawała znać. Na razie planujemy normalną grę - powiedziała Iga.
Korespondencja z Ostrawy Michał Chojecki