Artur Kubica: F1 zmieniła mi syna

2009-03-26 8:00

Ojciec Roberta Kubicy - pan Artur Kubica (49 l.) rzadko udziela wywiadów. Dla nas zrobił wyjątek. I opowiada niezwykle ciekawe rzeczy.

"Super Express": - Blichtr, pieniądze, popularność, sława... Czy Robert się zmienił?

Artur Kubica (49 l.): - Oczywiście, że tak. Nie ma ludzi całkowicie odpornych, którzy potrafią się zdystansować, Roberta też to dotyczy, zmienił się.

- W jaki sposób?

- Różnie można to nazwać. Jedni to nazwą wodą sodową, inni jeszcze inaczej.

- Na przykład jak?

- Jak dla mnie jest to coś w rodzaju utraty kontaktu ze światem takim, jaki jest on naprawdę.

- Robert zapomniał o zwykłym świecie?

- Myślę, że nie widzi rzeczywistości taką, jaka ona jest. Z kokpitu samochodu Formuły 1 może ona wyglądać inaczej.

- A jak wyglądają sprawy osobiste Roberta. Wciąż spotyka się z Edytą?

- Nic się nie zmieniło, są dalej razem.

- Robert nie lubi zamieszania wokół siebie...

- Zdecydowanie. Przeszkadza mu cały ten blichtr, którego dużo wokół Formuły 1. Ale to jest element tego sportu, tak było zawsze i między innymi dzięki temu F1 jest taka popularna. Robert musi spotykać się z mediami, brać udział w imprezach dla sponsorów, a jest tego bardzo dużo, ponad 20 dni w roku. Ale generalnie kierowcy F1 nie powinni mieć powodów do narzekań, praca jest jednocześnie ich pasją życiową, robią to, co lubią. Dodatkowo dostają za to wielkie pieniądze.

- Jak wygląda pana kontakt z synem?

- Nie chciałbym rozwijać tego tematu i rozmawiać na tematy osobiste, skoncentrujmy się na sporcie...

- Ale w pewnym sensie zarabia pan na jego popularności?

- Rzeczywiście, można powiedzieć, że żyję z Formuły 1. Pracuję w firmie www.f1portal.pl, która między innymi organizuje wyjazdy na wyścigi Grand Prix. Popularność F1 i Roberta z roku na rok rośnie, widać to było choćby po wynikach plebiscytów na najlepszego sportowca. F1portal.pl stara się wykorzystać nadarzające się okazje i wyjść kibicom naprzeciw, w ofercie firmy są na przykład bardzo atrakcyjne pakiety wyjazdowe na Grand Prix Węgier.

- Czy Artur Kubica, licząc na kibiców Roberta Kubicy, sprzedaje kibicom bilety na trybunę "Kubica Grandstand" na Hungaroringu?

- Nie, "Trybuna Kubicy" jest droga (śmiech), ale oferujemy inne, tańsze, choć równie atrakcyjne miejsca.

- Wieloletni plan BMW zakłada, że w 2009 roku zespół Roberta będzie walczył o tytuł. Będzie?

- Sądzę, że tak. Także Niki Lauda twierdzi, że na początku będą się liczyć głównie BMW i Ferrari.

- A co pan wie z obozu BMW?

- Niewiele więcej ponad oficjalne komunikaty zespołu...

- Ale raczej dobre wieści?

- Jeśli chodzi o sam zespół, to tak. A jeśli chodzi o Roberta i zastosowanie systemu KERS w jego samochodzie, to może być różnie. Mam wrażenie, że dla zespołu BMW-Sauber ważniejsza jest klasyfikacja konstruktorów i na niej będą się koncentrować. Jest wiele niewiadomych, ale kierowcy, inżynierowie i szefostwo zespołu są zadowoleni z wyników uzyskanych w testach, wierzę więc, że samochody BMW-Sauber będą w czołówce.

- Syn był bardzo rozczarowany zakończeniem poprzedniego sezonu?

- Był bardzo rozczarowany dwoma ostatnimi wyścigami, w których samochód był bardzo wolny. Stracił w nich trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej.

- Czy dla niego to trzecie miejsce, które stracił, w ogóle miało znaczenie? On zawsze mówi, że liczy się tylko pierwsze...

- Tak rzeczywiście zawsze twierdził, ale pod koniec sezonu bardzo mu zależało na trzecim miejscu w generalce.

- BMW rzeczywiście odpuściło w połowie sezonu?

- Kiedy Robert wygrał wyścig w Kanadzie, zespół zakomunikował, że cele na sezon 2008 zostały osiągnięte... Nie wiem, czy całkiem odpuścili, faktem jest, że w kolejnych wyścigach bolid BMW spisywał się znacznie słabiej niż na początku sezonu.

- Robert ma poczucie, że została zmarnowana wielka szansa?

- Po GP Kanady był liderem klasyfikacji ze średnią 6 punktów na wyścig, gdyby taką średnią utrzymał do końca sezonu, miałby 108 punktów. Hamilton został mistrzem świata, gromadząc 98 punktów... To najlepiej pokazuje, jak wielką szansę miał Robert i BMW. Tak naprawdę nawet nie trzeba było wygrywać wyścigów.

- Do kiedy obowiązuje kontrakt Roberta z BMW?

- Proszę mi wierzyć, ale dokładnie nie wiem. Chyba jeszcze przez kilka lat BMW ma opcję na Roberta, to znaczy oni decydują, czy przedłużą kontrakt na kolejny sezon. Wydaje mi się, że Robert ma niewiele do powiedzenia. To BMW dyktowało warunki kontraktu podpisanego pod koniec 2005 roku. Syn nie przyszedł do BMW jako mistrz świata, który może stawiać warunki, tylko jako chłopak, który zaledwie raz siedział w bolidzie Formuły 1 i to na dodatek innego teamu (Renault).

- Robert przedłużał kontrakt w trakcie poprzedniego sezonu. Czy w nowej umowie ma lepsze pieniądze? Zbliżone do tego, co dostaje Heidfeld?

- Prawdopodobnie, ale nie wiem na pewno. Nie rozmawiamy z synem o pieniądzach.

- Jakie Robert ma cele na nowy sezon?

- Zespół wyznaczył cele jasno: walczymy o mistrzostwo. Robert i bez tego zawsze walczy o najlepszy wynik. A jeśli chodzi o cele, to tak naprawdę każdego kierowcę porównuje się najpierw z kolegą z zespołu. Robert ma dziewiętnastu rywali do pokonania, ale trzeba zacząć od partnera.

- Nie obawia się pan, że Heidfeld może być faworyzowany przez BMW?

- Obawiałbym się, ale tylko wtedy, gdyby Nick uzyskał znaczną przewagę w pierwszych wyścigach. Mam nadzieję, że sytuacja będzie dokładnie odwrotna i faworyzowanie Niemca nie będzie miało sensu z punktu widzenia zespołu...

- Poker, kręgle, rajdy samochodowe, karting. Co Robert jeszcze robi w wolnym czasie?

- Prawie nie ma wolnego czasu, ostatnio zwłaszcza z powodu kartingu. Założył swój zespół i teraz boleśnie się przekonuje, że co innego być kierowcą, a co innego szefem teamu. Zespół istnieje trzy miesiące, a Robert musiał już zwolnić dwóch menedżerów. Pojawiają się kłopoty, a syn włożył w to mnóstwo serca, energii i dużo pieniędzy... Ale to może być dla niego dobra lekcja. Myślę, że bardziej doceni to, co robi Mario Theissen, który ma sto razy więcej ludzi pod sobą, tysiąc razy większy budżet i milion razy większą presję na odniesienie sukcesu...

Najnowsze