Trener Ruchu Chorzów: Inspiruje mnie Jan Paweł II

2017-10-26 10:25

Juan Ramon Rocha (63 l.), trener Ruchu Chorzów, ma bardzo barwną biografię. Grał i z Diego Maradoną, i przeciw niemu, Panathinaikos Ateny doprowadził do półfinału Ligi Mistrzów, a o piłce myśli nie tylko na stadionie. W pewnym momencie miał… 45 psów, które tworzyły… cztery drużyny piłkarskie. Przede wszystkim jest jednak gorliwym katolikiem podziwiającym polskiego papieża.

„Super Express”: - W niedzielę po raz pierwszy wziął pan udział w derbach GKS – Ruch. Po wygranej 2:1 humor pewnie dopisuje…
Juan Ramon Rocha: - Bardzo mi się te derby podobały, a trochę ich już w karierze zaliczyłem. W Argentynie bywało ostro, podobnie jak w Grecji, przy okazji meczów Panathinaikosu z Olympiakosem. Ale najgorętsze chwile przeżyłem  jako trener Arisu Saloniki. Derby z PAOK to ogień. W 1997 roku, na stadionie rywala, kibice PAOK wybili nam wszystkie szyby w autobusie. Kamienie fruwały wszędzie. Mając w pamięci tamte chwile, muszę pochwalić derby w Polsce. Udzielałem wywiadu telewizji przed meczem, na stadionie rywala, i było spokojnie. Nikt na mnie nie pluł, nikt nie wyzywał. Super było też to, że gdy wyjeżdżaliśmy na stadion GKS, to na naszym obiekcie żegnało nas wielu kibiców Ruchu. A gdy wróciliśmy, to fanów było jeszcze więcej. Zdrowi, na wózkach, młodzi, starzy, a wszyscy uśmiechnięci. Piękne. Pamiętam piłkę z czasów, gdy więcej agresji  było na boisku niż poza nim. Gdy ja występowałem, grało się naprawdę ostro. Kopniaki, szturchanie, łokcie. Wszystko pracowało wtedy. A ile przekleństw... Wyzywali twoją matkę, ojca, brata, siostrę. Natomiast na trybunach było spokojniej. Później, mam wrażenie, tendencja się odwróciła. Na murawie jest już OK, za to na trybunach już nie zawsze. Niestety, w Argentynie czasem dochodzi do groźnych zajść, giną nawet ludzie. Dlatego jestem pod wrażeniem tego co widzę w Polsce. A widzę, że jest bezpiecznie. Mam nadzieję, że to się nie zmieni.

- Objął pan Ruch w katastrofalnej sytuacji. Z  czterech ostatnich meczów wygraliście jednak trzy. Tyle że Ruch wciąż jest ostatni w tabeli.
- Wiedziałem na co się decyduję, że są ujemne punkty. Ale wyzwania to fajna rzecz. Mogłem siedzieć spokojnie w Atenach, jednak uznałem, że warto spróbować. Mój były piłkarz i asystent, Krzysztof Warzycha, był oczywiście ważną osobą w procesie podjęcia decyzji. Nie ukrywam, łatwo nie jest, przed nami bardzo długa droga, ale postaramy się przez nią przejść. Praca z Ruchem to wyzwanie również pod względem mentalnym. Dlatego, że mamy bardzo młody zespół, 12 naszych graczy nie skończyło jeszcze 18 lat. Muszę więc być trochę trenerem, a trochę psychologiem.

- Pracę w Polsce wykorzystuje pan też do odwiedzin ważnych miejsc. Słyszałem, że mocno przeżył pan wizytę w Auschwitz…
- Tak, wybrałem się tam z żoną. Co innego słyszeć o tym miejscu, a co innego je zobaczyć… Przez dwa dni dochodziliśmy do siebie. Nawet teraz, gdy rozmawiamy, serce zaczyna mi szybciej bić. Spostrzegłem tam nawet nazwiska Argentyńczyków, którzy zginęli w obozie. Dziwiłem się skąd się wzięli w Auschwitz, pytałem kilka osób na miejscu, ale nikt nie potrafił mi tego wyjaśnić. Po powrocie do domu od razu zacząłem szukać, czytać i okazało się, że w Auschwitz zginęło 23 argentyńskich Żydów, którzy mieszkali wówczas w Europie. To przerażające miejsce, ciężka lekcja historii, tego się nie da zapomnieć. Niestety zła na świecie nie brakowało i nie brakuje. Często myślę o uchodźcach, a wiem co mówię, bo już ponad 1,5 miliona przewinęło się przez Grecję, która od lat jest moim domem. Za dużo tej niesprawiedliwości dookoła…

- Auschwitz to piekło zgotowane przez Niemców, ale Polskę kojarzy pan z „niebiańską” postacią…
- Dokładnie. Zawsze byłem  pod wielkim wrażeniem Jana Pawła II. Niesamowity człowiek. Kiedy przyjechałem do Chorzowa, otrzymałem piękny prezent – obraz polskiego papieża, przywieziony z Rzymu. I w tym momencie, gdy rozmawiamy, patrzę właśnie na niego. Bo generalnie lubię patrzeć na tę twarz – dla mnie ona jest emanacją dobra. Jan Paweł II jest dla mnie inspiracją.

- Jest pan Argentyńczykiem, więc muszę zapytać. Messi czy Maradona?
- (śmiech). Grałem z Maradoną w reprezentacji i przeciw Maradonie w lidze argentyńskiej. Geniusz. Ale Messi też geniusz. Różnica polega na tym, że Maradona dał uśmiech milionom Argentyńczyków, bo zdobył dla nas mistrzostwo świata. Leo jeszcze ta sztuka się nie udała. No i z Maradoną jest tak, że cokolwiek zrobi, to Argentyna mu wybacza. Diego może wszystko (śmiech).

-  A prawdą jest, że uwielbia pan psy?
- Tak! Mam wielki dom pod Atenami, a zawsze z żoną uwielbialiśmy zwierzaki. W pewnym momencie mieliśmy aż 45 psów, z których mogliśmy stworzyć cztery drużyny piłkarskie, bo nadawaliśmy im imiona wielkich piłkarzy. Po podwórku biegali więc Pele, Diego, Claudio… Teraz jest sześć psiaków,  a wśród nich Peron, nazwany tak od nazwiska słynnego prezydenta Argentyny.

- Kiedy pojawiła się informacja, że będzie pan trenerem Ruchu, przypomniano pański największy sukces: awans do półfinału Ligi Mistrzów z Panathinaikosem. Jak pan wspomina tamto wydarzenie?
- Takiej euforii jaka zapanowała w Grecji po tamtym sukcesie już chyba nie przeżyję. Bawiło się z nami morze ludzi, moim zdaniem mogło ich być nawet 100 tysięcy. Widziałem relacje telewizyjne, w każdym greckim mieście fetowano nasz sukces. A droga nie była łatwa. W eliminacjach trafiliśmy na Hajduk Split, bardzo groźny chorwacki zespół. Mecz u siebie rozgrywaliśmy na stadionie olimpijskim, ale bez widzów. Ponure wrażenie, bo to wielki obiekt. Skończyło się 0:0,  a rewanż graliśmy nie w Splicie, a w Rijece. Bo wtedy w byłej Jugosławii trwała wojna. Pamiętam naszą drogę na stadion, tam była tylko jedna droga do tego obiektu, więc nasz autokar jechał w akompaniamencie tysięcy chorwackich kibiców. Na boisku skończyło się 1:1 i awansowaliśmy. W fazie grupowej też było ciekawie.  Graliśmy z Dynamem Kijów, ale zaraz potem Ukraińcy zostali wykluczeni z Champions League za próbę przekupstwa hiszpańskich sędziów. I zastąpił ich duński Aalborg. Wyszliśmy z grupy, potem były mecze z Legią, a  w półfinale porażka z Ajaksem Amsterdam…

- Gole strzelał wtedy dla was Krzysztof Warzycha. W Grecji, dla kibiców Panathinaikosu, żywa legenda…
- Dokładnie. Był niesamowity. Gole z lewej nogi, z prawej, z głowy. A strzelał nie tylko w lidze greckiej, ale również w europejskich pucharach, wielkim drużynom. Trzeba też pamiętać, że wtedy mieliśmy tylko trzech obcokrajowców. Resztę zespołu stanowili Grecy.

- Wracając do Polski. Za trzy lata Ruch będzie obchodził stulecie klubu. W którym miejscu widzi pan wtedy „Niebieskich”?
- W Ekstraklasie. A gdyby jeszcze udało się uświetnić stulecie pucharami, to byłoby super. Wiem, że będzie ciężko, wiem jak wiele przeszkód przed nami, ale jestem optymistą. Wierzę, że dojdziemy do miejsca, w którym chcemy być.

Juan Ramon Rocha
Argentyńczyk
Jako piłkarz: Newell’s Old Boys, Boca Juniors, Panathinaikos. W sumie 403 ligowe mecze, 45 goli
12 występów w reprezentacji Argentyny
Jako trener między innymi Paniliakos, Ilisiakos, Kalamata, Panathinaikos, Aris Saloniki, Olympiakos Nikozja, Skoda Xanthi. W sezonie 1995/96 doprowadził Panathinaikos do półfinału Ligi Mistrzów.

Zobacz: Videoblog Piotra Koźmińskiego. Jakub Błaszczykowski - piłkarz o gołębim sercu

Przeczytaj: Kto głosował na Roberta Lewandowskiego w plebiscycie FIFA?

Sprawdź: Polski kibic pobity w Danii na wolności

Najnowsze