Po poniedziałkowych wydarzeniach, 76. edycja Tour de Pologne już nie będzie taka sama. W wypadku na trasie trzeciego etapu zmarł 22-letni zawodnik teamu Lotto-Soudal Bjorg Lambrecht. Młody kolarz miał być przyszłą gwiazdą kolarstwa, ale jego życie zakończyło się zdecydowanie zbyt wcześnie, przed osiągnięciem wielkich sukcesów.
Na 48. kilometrze trzeciego dnia zmagań, zawodnik wpadł do rowu i uderzył w betonowy przepust. - Belg najechał na plastikowy odblask na asfalcie, poślizgnął się i wpadł do rowu. Wszyscy myśleli, że szybko wstanie i wróci na trasę. Jak się okazało, stało się coś tragicznego. Naprawdę nic nie wskazywało, że coś takiego może się wydarzyć. Zwykły pech, nic więcej - mówi dyrektor sportowy reprezentacji, Andrzej Sypytkowski.
Ryszard Wiśniewski, lekarz touru, opowiadał w rozmowie z Polską Agencją Prasową, jak wyglądała sytuacja z zawodnikiem tuż po przyjeździe do niego przez służby medyczne. - Mówił: "niedobrze, niedobrze, niedobrze". W pierwszej chwili nie spodziewaliśmy się aż tak poważnych obrażeń, ale poziom cukru we krwi był zastanawiająco niski. W karetce stracił przytomność - opowiadał.
Skala obrażeń była gigantyczna. Zawodnik miał mieć urwaną śledzionę i poważne obrażenia wątroby. Niestety, reanimowany zawodnik zmarł na stole operacyjnym. Z tego powodu, we wtorek zrezygnowano ze ścigania. Etap zneutralizowano i zawodnicy kilkukrotnie oddawali cześć zmarłemu koledze. Nie brakowało łez i chwil wzruszenia.