Na 48 kilometrze trasy prowadzącej z Chorzowa do Zabrza wydarzyła się największa tragedia w Tour de Pologne. Lambrecht miał najechać na odblask drogowy, co spowodowało, że stracił panowanie nad rowerem. W konsekwencji wpadł do rowu i z ogromną siłą uderzył w betonowy przepust. Lekarze już na miejscu wypadku podjęli akcję reanimacyjną.
Po przewiezieniu do szpitala kolarz zmarł na stole operacyjnym. - Z badania sekcyjnego wynika, że bezpośrednią przyczyną zgonu był uraz wielonarządowy, w szczególności uraz jamy brzusznej z masywnym krwotokiem wewnętrznym - powiedziała na łamach portalu Sportowefakty WP prokurator Barbara Drewniok. Informacja o tragicznej śmierci 22-latka wstrząsnęła całe środowisko kolarskie.
Nie zabrakło również głosów, że zawodnicy są wystawieni na zbyt duże ryzyko. - To nie jest normalne, że bawimy się życiem sportowców - grzmi Jean-Jacques Menuet na łamach francetvinfo.fr.. Francuz jest lekarzem kolarskiej ekipy Arkea-Samsic i może pochwalić się dwudziestoletnim doświadczeniem w kolarstwie. Według Menueta największym problemem są prędkości, które kolarze osiągają w miastach.
- Widząc sprint w Tour de France, czy innego wyścigu w centrum miasta, to doskonale wiemy, że prędkość dla kierowców jest tam ograniczona do 30 lub 50 km/h. Kolarze jadą niekiedy nawet 70 km/h. Są różne przeszkody, barierki, chodniki, nierówności. To zabawa życiem sportowców - twierdzi Francuz. - Jestem wyraźnie zasmucony. 22-latek, który lubi sport, a kolarstwo jest jego pasją, nie może umrzeć na swoim rowerze. Myślę, że porzucamy temat sportu i dotykamy problemu zdrowia publicznego. Czas postawić przy sobie wszystkich związanych z kolarstwem: zawodników, organizatorów wyścigów, władze UCI, szefów drużyn i władze publiczne, by zobaczyli, co robimy - apeluje Menuet.