"Super Express": - W 2011 roku odwołał pan ze stanowiska trenera reprezentacji człowieka, którego dziś kolarki obwiniają o molestowanie, zmuszanie do seksu, pobieranie haraczy a nawet gwałt. Wyrzucił go pan, bo o tym wiedział?
Wacław Skarul: - Zwolniłem go na wniosek czołowych zawodniczek, które nie chciały z tym człowiekiem dłużej pracować. Podobnie jak obsługa techniczna i fizjoterapeuci. Nikt jednak nie chciał wtedy powiedzieć, dlaczego nie chce mieć już z nim nic wspólnego.
- Aż trudno uwierzyć, że choćby plotki o tych haniebnych czynach nie wyszły na światło dzienne…
- To były czasy, w których każdego dnia zastanawialiśmy się, czy związek przeżyje. Kiedy zostałem prezesem, PZKol miał na karku 16 komorników, nie było światła, wody. Słyszałem o jakichś romansach i kłótniach najlepszych zawodniczek, ale nigdy nie dotarły do mnie nawet pogłoski o tym, że ten szkoleniowiec mógłby się dopuścić czegoś tak ohydnego. Niektóre kolarki, jak Paula Gorycka, przychodziły i wstawiały się za nim. Co więcej, kiedy go zwalniałem, musiałem bronić się przed atakami całego środowiska i mediów. To był mistrz manipulacji. Owinął sobie wokół palca i działaczy i dziennikarzy.
- Dariusz Banaszek sugeruje, że pan i właściciel grupy CCC MTB Dariusz Miłek, w której miało dochodzić do skandali obyczajowych, wiedzieliście o nich i nie zgłosiliście tego do prokuratury. To prawda?
- W tamtych czasach kadrę kobiet stanowiła drużyna CCC MTB. I tu trzeba podkreślić, że nie było w niej żadnej nieletniej zawodniczki! A abstrahując od tego czy ktoś coś wiedział, to ciekawe, czy Dariusz Banaszek będzie się czuł na siłach, żeby spojrzeć w lustro? To człowiek, który co chwilę mówi coś innego, gość bez klasy, który publicznie poucza ministra. Mając dowody, powinien od razu powiadomić odpowiednie organy – prokuraturę i ministerstwo, a nie udawać, że nic się nie stało.
- W 2016 roku ponownie zatrudnił pan w związku trenera, uznawanego dziś za głównego podejrzanego w seksaferze. Dlaczego?
- Po powrocie z IO w Londynie ogłosiliśmy konkurs na dyrektora sportowego. Jedynym kandydatem, który spełniał wszystkie kryteria, był ten człowiek. Miał przy tym poparcie Ministerstwa Sportu i Turystyki. Niestety, nie miałem żadnych przesłanek żeby go nie przyjąć.
- Co się stanie jeśli 22 grudnia delegaci ponownie wybiorą Banaszka na szefa PZKol?
- Wierzę, że aż tak czarny scenariusz się nie sprawdzi! Proszę mi wierzyć, że w środowisku kolarskim jest wielu myślących ludzi, którzy do tego nie dopuszczą. Teraz najważniejszy jest wybór mądrych, odpowiedzialnych władz, które wytną wrzód trawiący naszą dyscyplinę.
Zobacz również: Andrzej Piątek: Nie miałem romansu z Mają Włoszczowską