- Kolejny magiczny trik Orlando: zupełnie zniknęła ich gra w ataku - ironizował komentator "USA Today". Rzeczywiście, po kilkunastu minutach dobrej gry w hali "Jeziorowców" zespół trenera Stana Van Gundy'ego stanął. To był moment, w którym Kobe Bryant (31 l.) zaczął wielki koncert. Lider LA zakończył ten koszykarski show z 40-punktową zdobyczą, 8 zbiórkami i 8 asystami.
- Kobe był fantastyczny. Nie jest łatwo powstrzymać taką gwiazdę, ale musimy go ograniczyć, jeśli chcemy wygrać kolejne spotkanie - skomentował Gortat.
Gwiazdor Magic Dwight Howard (25 l.) był cieniem samego siebie. 10 z 12 pkt "Superman" zdobył rzutami wolnymi. Defensywa Lakers działała przeciw Howardowi niemal bezbłędnie, wciąż odcinając go od podań. To był prawdziwy szok: Dwight oddał mniej celnych rzutów z gry niż Gortat!
Polak grał aż 20 minut i już w jednej z pierwszych akcji zaliczył wsad. Jak zwykle nie brakowało mu energii i w ataku, i w obronie. Gortat zdobył 4 pkt, dodając 8 zbiórek, 4 bloki i 2 przechwyty.
- Grałem przyzwoicie, ale to nieważne, skoro drużyna przegrała - ocenił nasz gracz. - Najbardziej cieszę się z bloków. Szkoda, że w nasze poczynania wkradło się zdenerwowanie. Powinniśmy być bardziej skoncentrowani w obronie, trzeba poprawić skuteczność.
Nie przegap!
Finał NBA, mecz nr 2 Los Angeles - Orlando Niedziela, 2.00 w nocy Transmisja - Canal+ Sport, retransmisja (poniedziałek, 10.00) - Orange Sport