Lekkoatletykę trenuje od kilku lat w warszawskiej Skrze pod kierunkiem Przemysława Radkiewicza (47 l.). Nie tylko biega, także skacze w dal (rek. życiowy 6,08 m). Poszła w ślady mamy - Jolanty Bartczak-Skrzyszowskiej, która w skoku w dal zdobyła brązowy medal halowych ME 1988 i startowała w igrzyskach 1988 w Seulu.
"SE": - Czyżbyś była genetycznie "skazana" na lekkoatletykę?
Pia Skrzyszowska: - Coś w tym jest, skoro uprawiała ją mama, a tata biegał. Ale ja zajmuję się tym nie dlatego, że muszę, ale dlatego, że lubię i jest to moja pasja. Mocniej na sporcie skupiona jestem dopiero od dwóch lat.
- Która z konkurencji jest dla ciebie najważniejsza?
- Kocham obie tak samo. Zaczynałam od sprintu płaskiego i skoku w dal, potem doszły płotki. Jak na razie w każdej mogę się rozwijać, więc tak trzymam.
- Spodziewałaś się, że pobijesz rekordy?
- Sądziłam, że zajmie to więcej czasu (śmiech). Byłam bardzo szczęśliwa. Mam nadzieję, że to początek większych sukcesów.
- Do czego chciałabyś dojść w sporcie?
- Chciałabym powalczyć o podium igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i Europy. Przede mną jeszcze długa droga, ale zrobię, co w mojej mocy, by spełnić marzenia. Warto pracować. Czasem trzeba się zmęczyć, ale zniechęcenie po treningu mija po pięciu minutach.
- Nawet w niedogrzanej sali na obiekcie Skry?
- Warunki są nie najlepsze, ale daję radę. Wystarczy ciepło się ubrać. A trenuję też na tartanie w hali AWF i na zgrupowaniach w innych miastach.
- Nie zniechęca cię to, że w twoich konkurencjach dominują na ogół zawodniczki ciemnoskóre?
- Nie zraża mnie i nie mam na to wpływu (śmiech). Skoro chcę biegać sprinty, to będę to robiła. A moim idolem był i jest Usain Bolt, podziwiam go. Chciałbym biegać tak dobrze technicznie i tak szybko jak on.