O całej sprawie poinformował "Fakt". Dziennikarze ustalili, że w niedzielę około godziny 15:00 w lampkach choinkowych w mieszkaniu państwa Korzeniowskich w Warszawie nastąpiło zwarcie. Niedługo później dym rozprzestrzenił się po całym lokalu. Nieświadoma niczego pani Magda spała, gdy sześcioletni Franek wybiegł na balkon wołając o pomoc. Po otwarciu drzwi balkonowych dym przekształcił się w ogień i rozprzestrzenił się po całym pokoju. Z relacji świadków wynika, że żona byłego lekkoatlety błyskawicznie wyniosła Franka z mieszkania, a sama zaczęła gasić pożar wodą.
Jej misja skazana była na porażkę. Mogła się wręcz skończyć tragicznie. Ratownicy, którzy na czwartym piętrze znaleźli małżonkę byłego mistrza olimpijskiego, zobaczyli kobietę niezwykle wyczerpaną. Przy próbie gaszenia ognia pani Magdalena poparzyła sobie twarz i ręce. Jak podał "Fakt" Korzeniowski spędza teraz każdą chwilę przy łóżku żony i stara się zapewnić jak najlepszą opiekę małemu Frankowi.