„Super Express”: - Jak się czuje krakus w Zabrzu po pięciu kolejkach ligowych?
Aleksander Buksa: - Bardzo dobrze. Zwłaszcza każdy mecz domowy to świetna atmosfera, w której… po prostu chce się grać. Na dodatek wydaje mi się, że nasza forma drużynowa się ustabilizowała. Owszem, zabrakło gola i wygranej w niedzielę z Rakowem, ale to był wynik bardzo dobrej organizacji gry po obu stronach. Tych niezdobytych w tej potyczce punktów trzeba będzie poszukać teraz w Krakowie.
- Forma drużynowa rośnie – mówi pan. A nie niepokoi pana brak na pańskim koncie osobistych zdobyczy „punktowych”: goli bądź asyst?
- Nie odczuwam wewnętrznego niepokoju z tego powodu. Z meczu na mecz stwarzamy coraz więcej sytuacji. Moja forma też rośnie, więc kwestią czasu jest moje pierwsze trafienie.
- W sobotę w Krakowie?
- Nieźle byłoby pierwszą po powrocie do Polski bramkę strzelić właśnie tam!
- Dla wiślaka – a kilka lat pan koszulkę z „Białą Gwiazdą” zakładał w trampkarzach, juniorach i seniorach - mecz przy Kałuży z Cracovią to zapewne mocno emocjonalne wydarzenie?
- W barwach Wisły tych emocji, niestety, nie doświadczyłem, bodaj tylko raz w derbach ekstraklasowych siedziałem na ławce. Teraz, będąc zawodnikiem Górnika, przygotowuję się do tego spotkania jak do każdego innego, ale… jest z tyłu głowy ciut więcej emocji. Jak u kogoś, kto jest z Krakowa, pierwsze poważne kroki stawiał w Wiśle i spędził w niej większość część dotychczasowej kariery.
- Była Wisła, jest Górnik. Jego młodzi piłkarze od trzech lat powtarzają, że treningi i gra z Lukasem Podolskim, jego obecność i wsparcie, są bezcenne. Pan też tak ma?
- Nie mogę się nie zgodzić. Niewiele mamy dotąd wspólnych gier, ale współpraca na boisku wygląda całkiem obiecująco. Wystarczy wspomnieć sytuację z początkowych minut meczu z Rakowem.
- I pańskie dogranie do Lukasa, owszem. Ale był spalony.
- Na gorąco byłem pewny, że podanie jest w tempo… Nie ma jednak czego żałować. Jestem pewien, że w kolejnych meczach takich zagrań – już bez spalonego – będzie więcej, a piłka będzie wpadać do siatki.
- Trzy lata temu wyjeżdżał pan z kraju jako nastolatek. Teraz wrócił pan z doświadczeniem zbieranym w trzech krajach. Co piłkarsko przywiózł pan z tych wojaży?
- Tak na szybko i krótko: grę tyłem do bramki, utrzymanie się przy piłce, szybsze rozegranie. No i dziś w mojej grze jest dużo mniej „juniorskich błędów” w porównaniu do momentu, w którym decydowałem się na wyjazd
- A sama ekstraklasa różni się od tej, którą pan zapamiętał?
- Jej poziom sportowy przez te trzy lata się podniósł, podniósł się też poziom organizacyjny klubów w niej występujących. Mam porównanie z tymi krajami, w których ostatnio grałem i uważam, że nie musimy się niczego wstydzić. Ekstraklasa na pewno jest też dobrym „oknem wystawowym” dla piłkarzy.
- Adam z Danii czasami pyta, jak „młodemu” idzie w ekstraklasie?
- Oczywiście, bardzo często ze sobą rozmawiamy. Kibicujemy sobie nawzajem. Teraz ja mocno trzymam za niego kciuki, bo przecież jest w trakcie ważnej batalii, czyli ostatniej rundy rywalizacji o Ligę Mistrzów!
Listen on Spreaker.