W 66. minucie spotkania GKS – Lech, przy stanie 2:1 dla miejscowych, w znakomitej sytuacji znalazł się Mateusz Mak. Przez 30 metrów biegł z piłką sam na sam z Bartoszem Mrozkiem. Po interwencji bramkarza Kolejorza uderzona przez katowiczanina futbolówka o centymetry minęła słupek poznańskiej bramki.
- Czy byłem zły albo wściekły? - takie pytanie trener Rafał Górak usłyszał po meczu. - Nie, bo staram się panować nad swoimi emocjami. - Natomiast na pewno przez chwilę był smutek, że nie udało się wykorzystać znakomitej okazji – dodawał szkoleniowiec GieKSy. I próbował znaleźć słowa pocieszenia – dla samego siebie i swego podopiecznego.
- Może gdyby Mateusz był w rytmie meczowym, gdyby tych minut na murawie miał zaliczonych więcej, to by go noga nie zawiodła… - zastanawiał się głośno Górak. A potem szukał pozytywów w całej tej sytuacji. - Akcja była przecież przednia, niemal wszystko się w niej udało. „Maczek” kapitalnie wyszedł na pozycję, zabrakło tylko finalizacji.
Generalnie opiekun katowickiego beniaminka z postawy swojego zespołu – mimo wypuszczenia z rąk dwukrotnego prowadzenia – był zadowolony. - Mam satysfakcję z tego, jak wysoko zawiesiliśmy poprzeczkę rywalowi. Cieszę się, że z drużynami ścisłej czołówki potrafimy grać jak równy z równym – zaznaczał.
Niels Frederiksen zabrał głos po remisie Lecha w Katowicach. „Mieliśmy z tyłu głowy”
Górak podsumowywał też cały sezon beniaminka. - Skończyliśmy mocnym akordem w Katowicach sezon w ekstraklasie, przed nami jeszcze mecz w Gdańsku. To był piękny rejs, ta nasza historia – używał, jak widać, niecodziennych słów. - Bardzo mnie cieszy to, że kiedy drużyna poczuła, że cel nadrzędny, czyli utrzymanie, jest osiągnięty, nie było rozprężenia. Utrzymaliśmy ogień w zespole i wciąż punktujemy – przypomniał.
W ostatniej kolejce, w sobotę o godz. 17.30, katowiczan czeka starcie w Gdańsku z tamtejszą Lechią. W zasięgu GieKSy jest zarówno miejsce szóste w końcowej tabeli, jak i - w przypadku porażki - jedenaste.
