"Super Express": - Po twoim wypożyczeniu z HSV do Hannoveru mówi się, że utrudniasz karierę Arturowi Sobiechowi, bo zajmiesz jego miejsce w ataku i Polak wyląduje na ławce.
Artjoms Rudnevs: - Nie widać po Arturze, żeby się na mnie gniewał (śmiech). On jest moim najlepszym kolegą w drużynie, oczywiście dlatego, że możemy porozmawiać po polsku. Nawet taki fakt, że przedstawił mnie pozostałym kolegom z drużyny - bo mówi po polsku i po niemiecku - miał dla mnie znaczenie. Siadamy przy jednym stoliku podczas posiłków, pomaga mi przy każdej okazji. W Hamburgu takiego "luksusu" nie miałem. A co do naszej rywalizacji o miejsce, to pierwszy mecz pokazał, że możemy grać dwójką w ataku. W przyszłym tygodniu Artur zacznie trenować z nami po kontuzji. Tylko od nas samych i od trenera zależy, kto będzie grał w drużynie.
Przeczytaj także: Dariusz Szpakowski w pierwszym takim wywiadzie: O planach na przyszłość, wpadkach i hejterach (+ ZDJĘCIA Z KARIERY)
- Trafiłeś do Hannoveru, ale pojawiła się plotka, że Legia chciała cię wypożyczyć z HSV. Ile było w tym prawdy?
- Niewiele albo nawet wcale. Mój menedżer powiedział mi o takiej opcji, ale spytałem go tylko: "Co ty gadasz?!". Nie wziąłem tego na poważnie i od razu uciąłem temat. Do Legii na pewno nigdy nie pójdę. Jeśli miałbym jeszcze grać w polskiej lidze, to tylko w Lechu. Tam mam przyjaciół, z kierownikiem zespołu, fizjoterapeutą, a także z kilkoma piłkarzami często rozmawiam przez telefon. Chociaż przeciwko Legii nic nie mam, nawet dobrze mi się kojarzy.
- Dlaczego?
- Bo jak urodziła się moja córka Arina, to pierwszego gola po jej narodzinach strzeliłem właśnie Legii i zadedykowałem córce bramkę.
- Masz drugie dziecko? Po golach w meczach z Wolfsburgiem i M'Gladbach w charakterystyczny sposób włożyłeś palec do ust...
- Tak, mogę się pochwalić, że 3 miesiące temu przyszła na świat Lera, to zdrobnienie od Walerii. Ale od tamtego czasu prawie wcale nie grałem, bo w HSV - nie wiem dlaczego - szansy nie dostawałem. Dopiero teraz mogłem się cieszyć z goli w Bundeslidze.