Brazylijski bramkarz wczoraj odleciał do ojczyzny. Pozostaje jednak w kontakcie z działaczami "Białej Gwiazdy". Rozstrzygnięcia rozmów można spodziewać się w każdej chwili. - Ostatnią sporną kwestią są finanse - wyjawia "Super Expressowi" Moretto.
Włodarze Wisły chyba będą musieli głębiej sięgnąć do kieszeni - piłkarz z takim CV to w polskiej lidze rzadkość. Brazylijczyk na szerokie wody wypłynął w sezonie 2005/06 ligi portugalskiej. W barwach przeciętnej Vitorii Setubal w 15 meczach wpuścił zaledwie 4 gole! Zimą trafił do Benfiki Lizbona. - Pierwsze miesiące to była bajka. Graliśmy w Lidze Mistrzów z Liverpoolem i Barceloną - wspomina.
Bohaterem tamtych starć był właśnie Moretto. W dwumeczu z "The Reds", którzy bronili Pucharu Europy, nie wpuścił ani jednej bramki. W ćwierćfinale Barcelona była już wyraźnie lepsza, ale pierwszy mecz zakończył się remisem 0:0. Bo znów fenomenalnie bronił Moretto.
- Nie zapomnę tego spotkania. Nie codziennie broni się rzutu karnego strzelany przez Ronaldinho - uśmiecha się Brazylijczyk.
Później nie było już tak różowo. W Benfice zmienił się trener, Moretto złapał kontuzję i wypadł ze składu. Z ulgą zgodził się na wypożyczenie do AEK Ateny.
- I rozegrałem tam znakomitą rundę. AEK chciał mnie wykupić, ale Benfica rzuciła zaporową cenę - opowiada. - Z kolei ja do Benfiki wracać już nie chciałem i skończyło się na rozwiązaniu kontraktu.
Dzięki temu, jako wolny zawodnik, Moretto trafił do Krakowa.
- Do Wisły byłem przymierzany już wcześniej - przypomina. - Klub robi dobre wrażenie, a dzięki latynoskiej kompanii: Marcelo, Alvarez, Mauro Cantoro, czuję się tu znakomicie. I najważniejsze: Wisła ma ambitne cele. Ja też. Gra wyłącznie w polskiej lidze mnie nie interesuje. Wierzę, że z Wisłą mógłbym ponownie błysnąć w Lidze Mistrzów. No, minimum w Lidze Europejskiej - kończy Brazylijczyk.