Iuri Medeiros w Legii

i

Autor: EAST NEWS Iuri Medeiros w Legii

Iuri Medeiros, portugalski nabytek Legii: Lubię, gdy ludzie nazywają mnie małym Messim

2019-02-20 17:26

Iuri Medeiros (24 l.)… Jeśli wierzyć głosom z Portugalii, to w polskiej lidze dawno nie było tak utalentowanego piłkarza. Były reprezentant portugalskiej młodzieżówki, „absolwent” słynnej szkółki Sportingu Lizbona, były i obecny podopieczny Ricardo Sa Pinto. 24-letni pomocnik ma pomóc Legii obronić tytuł, zdobyć Puchar Polski, a osobiście znów wrócić na właściwe piłkarskie tory.

„Super Express”: - Trener Sa Pinto powoli wprowadza cię do zespołu, nie rozegrałeś zbyt wielu minut jeszcze. Jak wygląda twoje przygotowanie fizyczne? Masz jeszcze braki?
Iuri Medeiros: - Ostatnio nie grałem w Genui, więc brakuje mi trochę rytmu meczowego. I to bardziej o to chodzi. Oczywiście, pod względem fizycznym zawsze może być lepiej, na pewno cały czas będę nad tym pracował, ale… Najbardziej brakuje mi właśnie meczów jeśli chodzi o ostatnie miesiące. Same treningi tego nie zastąpią. Dlatego tylko grając, mogę ten rytm meczowy odzyskać.

- Ale masz siły na 90 minut, czy na tym etapie wolałbyś grać krócej?
- Moim zdaniem mam! Ale to decyzja trenera ile minut mi daje. Natomiast gdyby to zależało ode mnie, to oczywiście wystawiłbym się od początku (śmiech).

- A jakie są twoje pierwsze odczucia z pobytu w Polsce? Zarówno na boisku, jak i poza
- Poza boiskiem? Polacy są bardzo pomocni, ale… bardzo tu u was zimno. Jestem z Azorów, tam są „ciut” inne temperatury. Natomiast co do Legii. Wiedziałem na co się piszę. A teraz mogę potwierdzić to, co słyszałem, o czym mówił mi Ricardo Sa Pinto. Legia to w Polsce top. Od stadionu, przez kibiców po zespół. To największy polski klub. No bo o kim się w Polsce głównie mówi? O Legii!

- To ile nazw polskich klubów jesteś w stanie wymienić?
- Poza Legią, jeszcze Lech.

- Najwięcej czasu spędziłeś do tej pory w Sportingu. Da się porównać jakoś Legię i Sporting?
- Sporting to fabryka wielkich piłkarzy. Chyba wszyscy znają Luisa Figo, Cristiano Ronaldo, Naniego… No długo mógłbym wymieniać… Legia, mam nadzieję, cały czas będzie szła do przodu. To znany klub poza Polską, jeśli grasz w Lidze Mistrzów, to zauważają cię na całym świecie. Sam oglądałem mecze Legii w Lidze Mistrzów, grała przecież ze Sportingiem, z Realem Madryt. Ale jak słyszę, jak mówiono mi w klubie, Legia cały czas chce się rozwijać. A mi wizja wywalczenia mistrzostwa przypadła do gustu, bo ja jeszcze nigdy, poza juniorami, mistrzem kraju nie byłem.

- A gdybyś miał wymienić najlepszych piłkarzy z jakimi trenowałeś, czy grałeś w Sportingu?
- To wymieniłbym Naniego. On pierwszy przychodzi mi do głowy. Drugi to Liedson.

- O tobie też mówiło się, a nawet dalej mówi, że masz duży talent. Tylko dlaczego nie zagrzałeś dłużej miejsca w Sportingu?
- Na pewno jednym z powodów jest duża rywalizacja w tym klubie, a zwłaszcza na mojej pozycji. Po drugie… zawsze kiepsko wychodziły mi przygotowania do sezonu. Myślałem, że to się da szybko nadrobić, ale potem okazywało się, że to wcale nie jest takie łatwe.

- Chodzi o jeden przypadek czy więcej?
- Więcej. Wracałem z wakacji, odpoczywałem od futbolu. Zawsze z większym trudem przychodziło mi wrócić do zajęć. Poza tym, pewnie w niektórych momentach mogłem dostawać więcej szans w klubie. Każdy piłkarz tego potrzebuje, większego zaufania od trenera. Wtedy łatwiej złapać rytm.

- Kiedy zapytałem w Portugalii o ciebie, opinia kilku osób była bardzo zbieżna: bardzo utalentowany piłkarz, ale miewa problemy z koncentracją… Twój były trener, Miguel Leal, powiedział, że czasem się „wyłączasz”, gaśnie ci światło w trakcie meczu.
- Coś w tym jest! Zdarzają mi się momenty dekoncentracji, na przykład gdy piłka wędruje na drugą stronę, boiska. Nie zawsze reagowałem dostatecznie szybko, „wyłączałem się” na moment. Ale… mocno nad tym pracuję, chcę to poprawić. Właśnie między innymi dlatego przyszedłem do Legii, bo wiem, że Sa Pinto znów „zapali” mi to światło.

- No właśnie nad tym się zastanawiałem… Trener Sa Pinto z jednej strony, ty ze swoim spokojnym usposobieniem z drugiej… Czy to „zaskoczy”?
- Pracowałem z Sa Pinto w juniorach Sportingu i bardzo dobrze wspominam ten czas. On zawsze dawał mi mnóstwo energii. To dobrze na mnie wpływało. Wiadomo, że jego osoba miała wielki wpływ na to, że przyszedłem do Legii. To on bardzo się starał, żeby mnie przekonać.

- Długo się zastanawiałeś, czy tu przyjść? To były godziny, dni, tygodnie…
- Na pewno dłużej niż tydzień.

- Miałeś też inne propozycje?
- Oczywiście, że miałem. Ta oferta z Bolonii chyba nie jest żadną tajemnicą, chciało mnie też wiele portugalskich klubów, była opcja w Niemczech. Ale ja chciałem mieć pewność. Chciałem mieć pewność, że będę grał, bo bardzo teraz tego potrzebuję. Jak mówiłem, jest tu portugalski trener, są portugalscy piłkarze, więc w żaden sposób nie czuję się wyobcowany. A dla mnie otoczenie jest bardzo ważne.

- Z całym szacunkiem dla polskiej ligi, ale skoro jesteś takim talentem, jeszcze niedawno grałeś w reprezentacji Portugalii do lat 21, z naprawdę dobrymi piłkarzami… No to mówiąc wprost: w wieku 24 lat nie marzyłeś pewnie o grze w Polsce…
- No na pewno nie marzyłem. Ale potrzebowałem miejsca, w którym poczułbym się dobrze i pewnie, w którym grałbym też o wysoką stawkę. W tym momencie Legia to wszystko mi daje. O moje umiejętności jestem spokojny, wiem, że jestem w stanie dać Legii bardzo wiele. OK., można powiedzieć, że to krok w tył, bo kto nie chciałby grać w najlepszych ligach świata. Każdy, ja też. Ale w tym momencie potrzebuję takiego miejsca. Ja mam jeszcze w piłce bardzo dużo do pokazania. Legia ma mi pomóc wrócić do wielkiej gry.

- W Polsce kibice jeszcze nie znają do końca twojego stylu gry, ale w Portugalii pojawiają się czasem określenia „mały Messi”…
- Kiedyś grałem juniorski turniej w Holandii. Był na nim ojciec Arjena Robbena, wręczał mi nagrodę za bardzo dobre występy i powiedział wtedy: grasz jak mój syn. I rzeczywiście, mam podobny styl.

- To wolisz porównania do Robbena, czy do Messiego?
- Oczywiście, do Messiego (śmiech). Nie ma co ukrywać: określenie „mały Messi” bardzo mi się podoba.

- A jaki mecz uważasz za swój najlepszy w karierze, taki, który chciałbyś powtórzyć w Legii?
- Myślę, że Boavista – Benfica. Strzeliłem wtedy ładną bramkę z wolnego, miałem też dwie asysty. Tak, to był mecz, który dobrze byłoby powtórzyć.

- Ostatnio byłeś graczem Genoi, ale nie wyszło to najlepiej. Dlaczego?
- Początek miałem niezły, strzeliłem dwa gole, potem faktycznie było dużo gorzej. Trener Ballardini bardzo dużo rotował, mało kto grał po 90 minut, dużo było zmian… Na mnie nie wpłynęło to dobrze…

- Spotkałeś tam Krzysztofa Piątka. Spodziewałeś się, że tak wystrzeli? W Polsce, poza trenerem Michałem Probierzem, mało kto się na nim tak poznał…
- To znaczy powiem tak: Piątek od początku strzelał w Genui dużo goli. Co strzał, to bramka. Ale na początku były to sparingi z drużynami z niższych lig. Rozmawialiśmy o tym z kolegami z drużyny, po tym jak strzelał po kilka bramek w meczach towarzyskich. I… też mieliśmy wtedy wątpliwości, czy jak dojdzie do poważnych meczów, czy dalej będzie strzelał. No więc chyba to przeszło oczekiwania wszystkich. Albo zdecydowanej większości.

- Zanim Piątek poszedł do Milanu, mówiło się o tak wielkich klubach jak Real Madryt, czy Barcelona. W sensie zainteresowania nim. Myślisz, że ma aż taki potencjał?
- Na pewno któregoś dnia może to być piłkarz na miarę Realu. Ale na teraz, na najbliższy czas, Milan to idealne dla niego miejsce.

- Wracając do ciebie. Masz bardzo wiele tatuaży… Kryje się za nimi coś głębszego?
- Tak. Wiele z nich ma symboliczne znaczenie. Mam wytatuowaną podobiznę żony, Patricii, wraz z datą ślubu i obrączkami, mam dwie córki, Iarę i Matildę, a na dłoni mojego psa, Tadeu. A co do rodziny, to niedługo się powiększy. Wkrótce urodzi mi się trzecie dziecko, tym razem syn. Przede mną, można więc powiedzieć, bardzo ważne momenty. I mam nadzieję, że radosne – na boisku, i poza nim.

Najnowsze