Legia zaczęła mecz fatalnie. Nic więc dziwnego, że Lech szybko strzelił gola i kontrolował sytuację. Po 35 minutach goście mogli prowadzić już 3:0, ale zmarnowali dwie idealne sytuacje! Legia grała słabo, ale miała w składzie Michała Kucharczyka. W 38. minucie Kucharczyk wyszedł na czystą pozycję i z zimną krwią posłał piłkę do siatki.
Legioniści dostali wiatr w żagle, ale wtedy Maciej Rybus pokazał, że nie potrafi ani grać, ani nawet myśleć. Mający już na koncie żółtą kartkę skrzydłowy w zupełnie niegroźnej sytuacji powalił na ziemię rywala. Decyzja arbitra mogła być tylko jedna - druga żółta kartka i za moment załamany "Rybka" dreptał do szatni. Przez ponad 45 minut legioniści musieli grać w osłabieniu, ale wtedy pokazali wielką wolę walki i charakter. Po przerwie gospodarze zagrali dużo lepiej, a zaskoczeni tym lechici dali się zdominować. W 80. minucie Legia była o włos od zwycięskiej bramki, ale Jasmin Burić sparował piłkę na słupek. Osiem minut później Bruno Mezenga strzelił głową do siatki i stadion przy Łazienkowskiej oszalał ze szczęścia.
- Ta drużyna zaczyna mieć charakter, moi zawodnicy walczyli dzielnie i nie ukrywam, że jestem podbudowany ich postawą - tryskał radością trener Maciej Skorża, którego posada wisiała na włosku. Szkoleniowiec Legii był tak podminowany, że po przerwie został odesłany na trybuny za dyskusje z sędzią. - Bardzo nam zależało, żeby pokazać, że jesteśmy w stanie wygrać z mistrzem Polski, ale zaczęliśmy zbyt bojaźliwie i mecz dla nas się fatalnie ułożył. Tym większa radość, że udało nam się odwrócić losy spotkania - dodał Skorża.
Legia ma wielki kłopot. Dickson Choto zerwał ścięgno Achillesa, co oznacza, że tę rundę ma już z głowy...