W miniony czwartek Lech Poznań przegrał na wyjeździe z FK Haugesund 2:3 w pierwszym meczu drugiej rundy eliminacji do Ligi Europy i w kraju taki wynik odebrano jako niemałą kompromitację. "Kolejorz" chciał sobie powetować porażkę w meczu ligowym i wydawało się, że ma do tego idealną okazję. Na Bułgarską przyjeżdżała bowiem Sandecja Nowy Sącz, dla której miał to być pierwszy w historii mecz w polskiej ekstraklasie.
Plan zespołu Nenada Bjelicy był bardzo prosty - strzelić teoretycznie słabszym rywalom kilka goli i nie tylko dobrze zacząć sezon, ale przede wszystkim złapać odpowiedni rytm i polepszyć humory przed rewanżem w europejskich pucharach. Od pierwszych minut gospodarze dążyli do strzelenia bramki i stwarzali sobie sytuacje, ale cały czas brakowało im skuteczności. Najwięcej szans na strzelenie gola miał Radosław Majewski, który jednak dwukrotnie przegrał pojedynek z bramkarzem Sandecji Michałem Gliwą.
Gdy obie drużyny schodziły na przerwę wydawało się, że bramki przy Bułgarskiej są tylko kwestią czasu. Ale w drugiej połowie Lech wciąż nie potrafił złamać defensywy rywali. Sandecja grała bardzo ambitnie i mądrze w obronie, a przy tym miała też nieco szczęścia, bo zawodnicy "Kolejorza" kilka razy nie trafiali w teoretycznie prostych sytuacjach. Wciąż świetnie bronił też Gliwa, który w końcówce na raty wyłapał bardzo trudne uderzenie Christiana Gytkjaera i ostatecznie dał swojej drużynie historyczny pierwszy punkt na poziomie ekstraklasy.
Lech Poznań - Sandecja Nowy Sącz 0:0
Żółte kartki: Emir Dilaver - Aleksandar Kolev, Tomasz Brzyski
Lech: Burić – Gumny, Dilaver, Nielsen, Kostewycz – Gajos, Tetteh – Makuszewski, Majewski (64. Radut), Situm (83. Gytkjaer) – Bille (70. Rakels)
Sandecja: Gliwa – Kuban, Szufryn, Piter-Bucko, Brzyski – Baran, Trochim – Dudzic (65. Piszczek), Cetnarski, Danek (80. Straus) – Kolev (56. Korzym)