Janusz Gancarczyk nie chciał przedłużyć umowy ze Śląskiem Wrocław, więc – choć jest jednym z najlepszych piłkarzy w klubie – na boisko w pierwszej drużynie nie wyjdzie, bo trener „stracił do niego zaufanie”.
Jak zawodnik ma czuć zaufanie do szkoleniowca, który stosuje wobec niego szantaż i mści się w małostkowy sposób, nie wiadomo.
Zresztą Tarasiewiczowi nie chodzi już chyba o lewego pomocnika, który wybrał Polonię, a o zastraszenie pozostałych. „Pańszczyźniani” mają uprawiać pole dziedzica Ryszarda i nie myśleć o odejściu z klubu, a jak nie ... przypomnijcie sobie Gancarczyka.
Tarasiewicz był kiedyś dobrym piłkarzem, okazuje się niezłym trenerem, ale jako człowiek jest mały. Tylko bowiem małe ludziki bywają podobnie zawistne i mściwe.
„Taraś” i pańszczyźniani
Jak piłkarz nie chce uznać, że jest własnością klubu i trenera, to zabronić mu tego nie można. Ale można mu przywalić – tak sądzi Ryszard Tarasiewicz.