- W Jerozolimie będzie gorąco, ale nie ze względu na panującą tam temperaturę, ale przez kibiców Beitaru. To fanatycy, gorące głowy, które reagują żywiołowo i przy tym nie kontrolują swoich zachowań. Poza tym robią na stadionie taki kocioł, że piłkarze rywali nie mają ochoty na grę - ostrzega przed pierwszym meczem Wisły Kraków w eliminacjach Ligi Mistrzów Grzegorz Wędzyński (36 l.).
"Wędzyna" świetnie zna izraelską piłkę, bo przez pięć lat występował w tamtejszej lidze. Może pochwalić się także tym, że strzelił gola drużynie Beitaru.
- Pamiętam taki sezon, że Beitar był na czele ligi, ale kibice wciąż byli niezadowoleni - mówi. - Nie podobała im się gra drużyny, a ponadto nie akceptowali trenera. Ten widząc, co się dzieje, po prostu zrezygnował. Mimo że wygrywał mecz za meczem!
Wędzyński nie miał problemów z kibicami obecnego mistrza Izraela. Jednak przykra historia przydarzyła się za to innemu polskiemu piłkarzowi, napastnikowi Andrzejowi Kubicy, który w sezonie 2002-03 zakładał koszulkę Beitaru.
- Fani zniszczyli mu samochód - zdradza "Wędzyna". - Przebili opony, do lusterka przywiązali szalik klubu, a całe auto wymalowali na żółto-czarno. Jednak potrafią także swoich zawodników nosić na rękach i... całować po nogach - opowiada.
Polski pomocnik szanse Wisły na wyeliminowanie Beitaru ocenia na 50 procent.
- W Polsce ludzie myślą, że Izrael to piłkarska prowincja, ale tam umieją grać w piłkę. I to całkiem dobrze - zapewnia. - Beitar dysponuje mocnym składem. Najlepsza formacja to linia pomocy, gdzie liderem jest Derek Boateng. To mózg tej drużyny, od niego zaczynają się wszystkie akcje. Przypomina mi Mauro Cantoro, ale ma mniejszy temperament.