Lewandowski był wielkim bohaterem pierwszego spotkania, które zostało rozegrane tydzień temu w Dortmundzie. Snajper pokonał bramkarza „Królewskich” czterokrotnie i nie tylko dał Borussii dużą przewagę przed rewanżem, ale zapisał się także na stałe w historii Ligi Mistrzów - żadnemu zawodnikowi przed nim nie udało się strzelić czterech goli w jednym meczu na tym etapie rozgrywek. W Madrycie reprezentant Polski miał kolejne okazje ku temu, aby poprawić swój i tak imponujący już bilans goli przeciwko Realowi (5 trafień w 4 meczach). Tym razem brakowało jednak skuteczności i szczęścia, bowiem „Lewego” zatrzymywała albo poprzeczka, albo dwojący i trojący się w jego kryciu defensorzy ze stolicy Hiszpanii. Ostatecznie Real wygrał przed własną publicznością 2:0, ale w dwumeczu lepsza - w dużej mierze dzięki bramkom Lewandowskiego - okazała się Borussia.
- To najlepszy moment w mojej karierze, ponieważ dotarliśmy do finału. Oczywiście rewanżowy mecz był bardzo trudny, ale do pierwszej bramki radziliśmy sobie całkiem nieźle, nerwowo zrobiło się dopiero w końcówce. Wytrzymaliśmy tę wojnę nerwów i wynik nie ma tu już żadnego znaczenia, bo w dwumeczu wygraliśmy - podkreśla Lewandowski w rozmowie z oficjalnym serwisem internetowym UEFA.
- Ostatnie pięć minut było dla nas straszne, te pięć minut trwało dla mnie dziesięć. Po ostatnim gwizdku bardzo nam ulżyło. Zarówno dla mnie, jak i kolegów z zespołu będzie to pierwszy tak wielki finał w karierze. Teraz musimy poczekać do środy, żeby poznać rywala. Do meczu na Wembley mamy jakieś trzy tygodnie, trzeba dobrze wykorzystać ten czas i jak najlepiej przygotować się do tego spotkania - kończy bohater Dortmundu.